Wszystko zaczęło się od jabłka. Przynajmniej tak to zapamiętał. Soczyste. Słodko-kwaśne. Twarde, a zarazem rozpływające się w ustach. Pachnące jesiennym powietrzem. Zakazany owoc znajdujący się wprost na wyciągnięcie ręki. A później? Później pozostawał już tylko rozkoszny smak porażki i paradoksalna słabość silnej woli. Czyżby właśnie taki dualizm emocjonalny przeżywał pierwszy człowiek? Czy można to porównać do momentu spadania w przepaść nie posiadającą końca, ale mającą początek w naszym świadomym wyborze?  

Urodził się w roku 2000. Przepiękna liczba. Pełna. Pomost łączący ze sobą dwa wieki. Bliskie, a zarazem tak odległe od siebie światy. Mieszkał w sennym miasteczku, gdzieś po środku niczego. Nie pamiętam jego nazwy. Wiem jedynie, że tamtejsze niebo zawsze spowite było gęstą mgłą. Mieszkańcy poznawali otoczenie poprzez kontury, rozmyte kształty. To czego nie potrafili dostrzec wymyślali sami. W ten sposób mieszkając w jednym miejscu zamieszkiwali tak naprawdę tysiące różnych krain. Nie posiadali tradycyjnych domów. Ich dach nad głową stanowiły namioty. Solidny materiał osłaniał ich przed deszczem, burzą i śniegiem. Nie chronił jednak przed innymi ludźmi. Obawiali się okazywania prawdziwych emocji. Przyzwyczajeni do dostrzegania na zewnątrz jedynie zarysów świata, resztę woleli dopowiadać sobie sami. Dlatego w zaciszu namiotu, wśród rodziny i przyjaciół, ale już bez towarzystwa mgły zakładali maski teatralne. Stanowiły one schronienie dla wszelakich emocji, które w danym momencie pomimo swej odpowiedniości nie były pożądane. W efekcie matki nie pamiętały twarzy swoich dzieci. Narzeczone nie znały prawdziwego oblicza przyszłych mężów. Pozostawała tylko wyobraźnia, która nigdy nie rozczarowuje.

Pewnego dnia wydarzyło się coś niespodziewanego. Po raz pierwszy do miasteczka zawitał wędrowiec. Był to sędziwy mędrzec, szukający noclegu i ciepłej strawy. W przeciwieństwie do mieszkańców nie skrywał swej twarzy pod maską komediową lub tragiczną. Otwarcie się śmiał i otwarcie smucił kiedy zaszła taka potrzeba. Ludzie chętnie przyjmowali go pod swój dach, ponieważ był on człowiekiem niezwykle wykształconym, który już od wielu lat przemierzał glob. Wszyscy, niezależnie od wieku, z rozwartymi ustami (których naturalnie nie było widać spod teatralnych masek) wsłuchiwali się w niesamowite historie o krainach gdzie zawsze świeci słońce, a ludzie nie wstydzą się przed sobą własnych emocji. Czas pobytu starca w sennym miasteczku dobiegał końca. Musiał on ruszać w dalszą podróż. Jednak tuż przed swoim odejściem podarował on mieszkańcom nietypowy, jak się za moment okaże, prezent. Z pozoru była to zwyczajna sadzonka jabłoni. Staruszek poprosił ich o zasadzenie drzewka w centrum miasta, tak aby każdy mógł dbać o nie i obserwować jego wzrost.  

– Musicie pamiętać, że nie podarowuję wam zwyczajnej jabłoni. Jej owoce posiadają niesamowitą moc i mogą wam pomóc pod warunkiem, że dostosujecie się do moich rad. Każdego dnia na drzewie pojawi się dokładnie tyle jabłek, ile osób zamieszkujących to miejsce. Jedząc je będziecie dostrzegać więcej. Wasz strach przed okazywaniem uczuć i emocji będzie się stopniowo pomniejszał. Możliwe, że pewnego dnia porzucicie codzienne noszenie masek i przestaniecie odgradzać się od siebie nawzajem. Owoce, które będziecie spożywać nie zawsze będą słodkie. Czasem zawita w nich posmak goryczy. Nie zrażajcie się tym jednak i jedzcie je codziennie!  Muszę was jednak ostrzec. Co wieczór na drzewie pojawi się dodatkowe jabłko. Nie zrywajcie go jednak!

– Dlaczego?

– Posiada ono moc, która z pozoru może wam się wydać dobra. To jednak nieprawda. Ktoś, kto spożyje to jabłko zyska poznanie świata takiego jakim jest. Zyska wszelaką wiedzę. Świat przestanie być dla niego zagadką. Brzmi wspaniale, prawda? Otóż to tylko pozory. Spotkałem kiedyś człowieka o nazwisku Borges, który opowiedział mi historię niejakiego Funesa, który w wyniku upadku z konia posiadł wiedzę i pamięć absolutną. Człowiek ten do końca swoich dni nie opuścił swojego domu. Świat widziany dosłownie, pozbawiony krzty sekretu zbyt bardzo go przytłoczył. Bowiem doświadczenie świata w jego pełnej krasie oznacza nie tylko zagłębienie się w odmęty ludzkich myśli i pragnień. To również drobiazgowe rozkładanie każdego elementu rzeczywistości na czynniki pierwsze. Równocześnie świadomość posiadania bezgranicznej wiedzy odbiera nam sens zadawania pytań, ciekawości. Nasza wyobraźnia umiera.

Zwłaszcza ostatnie zdanie starca zasiało w ludziach znaczny niepokój. Przecież wyobraźnia była jedyną rzeczą jaką posiadali. Pozwalała im na chociaż częściowe wyjście z wszechobecnej mgły. Z drugiej strony świadomość posiadania tuż na wyciągniecie ręki wiedzy nieograniczonej żadnymi granicami, było niesamowicie kuszące.

Drzewko zostało posadzone. Następnego dnia stało się ono pokaźnych rozmiarów jabłonią. Zgodnie z obietnicą starca obfitowało w owoce. Były przepyszne. Soczyste. Przez pierwszy miesiąc ludzie zjadali je z wielką przyjemnością. Z radością zaczęli spostrzegać, że otaczająca ich mgła nie jest już tak gęsta jak dotychczas. Rzeczy, które dotychczas rozpoznawali jedynie poprzez ich kształty stopniowo zaczynały nabierać barwy. Zmiana dotyczyła także ludzi, którzy coraz częściej odkrywali przed sobą, skryte pod maskami oblicza. Wszystko wydawało się być idealne. Do czasu…

Pewnego dnia owoce przybrały bardzo gorzki posmak. Dodatkowo stały się twardsze. Dalsze spożywanie ich każdego dnia stawało się powoli nie do zniesienia, tym bardziej, że cudowne rezultaty, które pierwotnie dawały zaczęły zanikać. W tym czasie u wielu osób pojawiła się gorzka myśl, że staruszek zakpił z ich naiwności podarowując im tą feralną jabłoń. Wielu z nich podjęło nawet decyzje zaprzestania zjadania swojej porcji. W rezultacie, pod koniec dnia pod drzewem leżał stos zgnitych owoców. Jednak tak jak w  wielu innych sytuacjach, najbardziej wytrwali zostali nagrodzeni. Drzewo ponownie zaczęło rodzic pyszne jabłka. Z przed ich oczu opadała kolejna warstwa mgły. Słysząc dobre wieści, część mieszkańców, którzy zaprzestali zrywania owoców powróciła do tego zwyczaju. Reszta, zupełnie zniechęcona, z poczuciem olbrzymiego rozczarowania, ponownie zamknęła się w swoim świecie.

Mijały dni i miesiące. Ludzie zaczęli przyzwyczajać się do cyklicznego, jak się później okazało, gorzknięcia owoców. Jednakże coraz częściej w sercach niektórych z nich budziło się pragnienie zakazanego jabłka. Ostatniego, które pojawiało się na drzewie, tuż przed zachodem słońca. Znacznie wyróżniało się na tle innych. Zwracano uwagę na jego nietypowy złoty kolor i wyczuwalny już z daleka słodki zapach. Jednak to właśnie świadomość jego niesamowitych właściwości stanowiła największą pokusę. Naturalnie pamiętano przestrogę mądrego starca, jednak z czasem zaczęto umniejszać jej wartość. Twierdzono wręcz, że była ona nad wyraz wyolbrzymiona. Zupełnie jak cudowne właściwości pozostałych jabłek, na których efekty trzeba było czekać dość długo i nie były one spektakularne. Poza tym możliwe, że staruszek celowo wymyślił bajeczkę o człowieku przytłoczonym przez nadmiar wiedzy, ponieważ nie chce aby ktokolwiek posiadł wiedzę większą od niego. Zresztą bardzo prawdopodobne jest, że sam na co dzień żywi się złocistymi jabłkami. Podobne teorie spiskowe mnożyły się w zawrotnym tempie. W ten sposób każdy z osobna chciał usprawiedliwić potencjalne zjedzenie owocu. Pewnego dnia uznano, że nie ma sensu dłużej czekać. Pomimo pewnych obaw doszli do wniosku, że tylko ten jeden konkretny ,,zakazany owoc” jest w stanie dać im to czego pragnęli. Wiedzę o świecie. O nich samych. Ta jedna rzecz. To jedno jabłko. Ten jeden kęs. Jedyna granica, która dzieli ich od szczęścia. Od prawdziwego, niczym nie ograniczonego życia.  

Ciekawość ludzka nie zna granic. Nie istotne są potencjalne zagrożenia. Liczy się ta paląca od wewnątrz potrzeba wiedzy. Dlatego też mieszkańcy miasteczka nie ustępowali w swych poszukiwaniach sprowadzających się do całodziennego ( a niekiedy też całonocnego) czuwania przy drzewie i szukania w sobie odwagi do podjęcia ryzyka i zerwania złotego jabłka. Przestały ich interesować bieżące sprawy dnia codziennego. Dla niektórych z nich życie się zatrzymało…

W końcu nadszedł ten dzień. Potrzebowano jedynie ochotnika, który jako pierwszy podjąłby się zjedzenia jabłka. Zgłosiło się wiele osób mających dosyć czekania. Niecierpliwych zwolenników dostawania wszystkiego naraz. Naturalnie nie wszyscy mieszkańcy uznawali ich pomysł za rozsądny. Wierzyli słowom starca i czuli wewnętrzny niepokój, o którym głośno mówili. Nikt jednak ich nie słuchał.

– Mamy szansę stać się najmądrzejszymi ludźmi na świecie! – krzyczeli.

W celu wyłonienia potencjalnego kandydata zdecydowali, że powinni zagrać w kości. Turniej odbył się tuż o świcie i trwał aż do północy. Wielu uczestników próbowało nagiąć zasady rozgrywki. Dlatego aby móc dobrze obserwować ich poczynania jednym z namiotów rozpalono ognisko, którego płomienie dobrze oświetlały rywali. Ostatecznie zwycięstwo odniósł syn tutejszej „czarownicy”, która stosowała nowatorskie sposoby wróżenia z fusów. Początkowo uznano to zwycięstwo za kolejną magiczną sztuczkę młodzieńca, o którym powszechnie mówiono, że nie grzeszy rozumem. Podobno w trakcie turnieju stara wiedźma zjawiła się w namiocie wymachując w powietrzu jedną ze swych licznych różdżek. Pomimo podejrzeń ostatecznie zadecydowano, że chłopak powinien dostąpić tego zaszczytu i zjeść złote jabłko.  

Następnego dnia, kiedy słońce chyliło się już ku horyzontowi, a niesamowity owoc pojawił się na jednej z gałęzi, wszyscy zebrali się wokół drzewa. Chłopak podszedł do jabłoni i odważnie zerwał owoc. Następnie bez chwili wątpliwości wgryzł się w złocistą skórkę. W tym samym momencie wszyscy zgromadzeni wokół jabłoni wstrzymali oddech. Nawet wiejący od rana wiatr zdawał się wyczuwać powagę sytuacji, ponieważ także ucichł. Kiedy jabłko zostało zjedzone młodzieniec rozejrzał się dookoła. Następnie jak gdyby nigdy nic pospiesznie podążył w stronę swego namiotu. Próbowano go zatrzymać, ale bezskutecznie. W końcu wszyscy doszli do wniosku, że należy pozwolić mu odejść. Być może na działanie owocu należy jeszcze poczekać. Tymczasem przez głowę młodego człowieka przebiegało tysiące myśli. Każda mijana w drodze do namiotu osoba stawała się jedną olbrzymią bazą danych. Otwartą książką, z której można było odczytać absolutnie wszystko. Wystarczył jeden niedbały rzut oka, aby poznać dogłębnie wszystkie tajemnice tych ludzi. Poczuł nagłe zawroty głowy. Spojrzał na ziemię. Trawa przestała być tylko trawą, stokrotka tylko stokrotką. Starzec miał rację. W tym momencie widział i wiedział wszystko. W końcu, po chwili namysłudoszedł do wniosku, że zaistniała sytuacja niebywale mu się podoba. Zawsze był postrzegany za półgłówka. Nikt nigdy nie traktował go poważnie. Kiedy wziął udział w turnieju wszyscy spoglądali na niego z politowaniem.

– Przecież on nawet nie zrozumie zasad, tylko stracimy czas na ich tłumaczenie – mówili.

Jego matka miała jednak plan. Podczas gry, za pomocą czarodziejskiej różdżki uśpiła czujność graczy. Jedynie osoby z poza namiotu były świadkami jej poczynań. Jednak pomimo donosu, nie powtórzono rozgrywki. Teraz już nikt nie powie, że brak mu rozumu. Teraz wie wszystko. Wyszedł na zewnątrz z uniesioną dumnie głową.  

– Zjedzenie owocu odkryło przede mną dotąd nieznany świat. Dowiedziałem się dzięki temu, że starzec nie powiedział nam całej prawdy. Nowy owoc już nie wyrośnie, a pozostałe jabłka nie będą już nadawały się do spożycia. Wobec tego powinniśmy niezwłocznie wyciąć drzewo. Teraz kiedy posiadam tak rozległą wiedzę, będę waszym przewodnikiem przez mgłę.

Początkowo nikt nie chciał uwierzyć w jego słowa. Jednak kiedy zaczął recytować z pamięci całe książki oraz policzył dokładnie wszystkie źdźbła trawy nie było wątpliwości. Wiedział i pamiętał wszystko.Zgodnie z jego słowami, jabłoń została wycięta.

Od tej chwili jego z pozoru idealne życie zamieniło się w udrękę. Co wieczór w tajemnicy przed innymi zakradał się do jabłoni, aby zerwać złote jabłko. Z czasem przestał wychodzić na zewnątrz w ciągu dnia. Nadmiar bodźców i informacji przyprawiał go o ból głowy. Cierpiał na bezsenność. Paradoksalnie chcąc zgarnąć cudowną wiedzę tylko dla siebie uratował od przekleństwa wszechwiedzy resztę mieszkańców. Zmarł dziesięć lat później. Na godzinę przed śmiercią powiedział matce, żeby odebrała telefon. Nie zrozumiała dlaczego tak mówi. Pojęła to później, kiedy jeden z sąsiadów zadzwonił, że znalazł go pogrążonego we śnie, na miejscu gdzie wcześniej stała jabłoń.

Notka o autorce:

Jestem studentką drugiego roku filologii hiszpańskiej. Moim wielkim marzeniem jest praca w charakterze tłumacza literackiego. Książki od zawsze były obecne w moim życiu jednak tak naprawdę od niedawnaodkryłam czym literatura jest dla mnie i za pomocą jakich autorów mogę ją zdefiniować. Niezwykle pasjonują mnie książki wychodzące spod pióra pisarzy latynoamerykańskich i staram się obecnie poszerzać moją wiedzę na ich temat. Moja przygoda z pisaniem zaczęła się od konkursów poetyckich w szkole podstawowej. Później zaczęłam pisać prozę. Po prawie trzech latach przerwy postanowiłam wrócić do stukania w klawiaturę i do pracy nad ulepszaniem mojego stylu i wyobraźni.