–  Musiałem ją zgubić, żeby odnaleźć siebie – mówiłem pełen przejęcia – chciałem tylko jej pomóc – odparłem po chwili milczenia a po kościstym policzku przebiegła pojedyncza łza.

W pewien sposób już od dawna byliście zgubieni, nie sądzisz? – odparł mój wieloletni znajomy Wódka i po chwili dodał – Gdy ostatnim razem rozmawialiśmy, zdawałeś się mniej przejmować, mój drogi. Jak jej było?

Nosferati, moja mała Nosfi.

Gdy pierwszy raz ją spotkałem była tylko dzieckiem, niewinnym i zalęknionym. Płakała już od kilku godzin, a ja tylko patrzyłem. Bałem się, tak cholernie. Przerażało mnie płaczące dziecko, które zaraz miało stać się małym dorosłym. Dziewczynka, która jeszcze tej nocy dowie się o wypadku rodziców. Nie mogła mnie widzieć…a nawet, jeśli by zobaczyła, najprawdopodobniej uciekłaby.

Hej, może zrobimy ognisko pod gwiazdami i wszystko mi opowiesz, mała?

Dlaczego jesteś w moim pokoju? Kim jesteś?

Byłem przejazdem. Nie boisz się mnie?

Znam Cię? Czy moi rodzice Cię wpuścili?

Można tak powiedzieć, Nosfi. Dlaczego płaczesz?

Teraz mama zawsze czyta mi do snu „Małego Księcia”, okropnie się boję.

Znasz moje imię, wiesz, gdzie są moi rodzice, mieli już wrócić? – rozejrzała się niepewnie po pokoju i utkwiła wzrok we mnie – Śmieszny jest ten czarny płaszcz – zaśmiała się przez łzy.

Są już bardzo daleko od nas. Będę tu dla Ciebie, gdy tylko poczujesz się gorzej, ale pamiętaj, nie możesz nigdy mnie dotknąć, przenigdy, nigdy – dodałem po chwili – A teraz chodź, ognisko samo się nie rozpali, a ja mam pianki.

Na zewnątrz czekał na nas mały, namiot  w kolorze oberżyny i dwa drewniane krzesełka. Granatowe niebo przyozdobione było tysiącem pięknych, mieniących się perełek.  To był dzień w czasie, gdy odeszli jej rodzice, mieliśmy tylko chwilkę do przyjazdu babci. Wypadek w noc spadających gwiazd. Miała wtedy osiem lat. Pianki zdążyły się upiec, gdy mała zasnęła w swoim malutkim namiocie. Poczekałem jeszcze chwilę. Wiedziałem, że ją znajdzie, historia nie była dla mnie żadną tajemnicą. Przyjrzałem się jej przez chwilę. Włosy związane w dwa grube, kasztanowe warkocze a oczy jak spodki. Musiałem już iść.

Co Ty odpierdalasz?! – krzyknąłem pewnego sierpniowego dnia.

Dziewczyna siedząca na podłodze wystraszyła się a z ręki wypadła jej cienka polsilver. Spojrzała na mnie ciemnymi, czekoladowymi, oczami pełnymi lęku.

To ty! Nikt mi nie wierzył, ale znalazłam sposób – zaśmiała się szaleńczo.

Miała wtedy siedemnaście lat.

Co się stało? Dlaczego? – pytałem, ale przecież wiedziałem. Jej losy śledziłem z niezwykłym przejęciem, tam u mojego szefa na monitorze.

Minęło dziewięć lat, a ty nie postarzałeś się nawet o jeden dzień, czym ty jesteś?

Ukrywam się za tym kapturem, nie pokazałem ci nigdy mojej twarzy – odparłem znudzony.

Masz głos młodego dorosłego.

Nagle podbiegła do mnie i chwyciła za płaszcz. Szarpaliśmy się, była niższa o głowę i o wiele słabsza, więc nie udało się jej wygrać tego starcia.

Zostaw mnie, nigdy mnie nie dotykaj.

Nie chcesz mnie? Jak inni chłopcy?

Dlaczego igrasz z nieznajomym, Nosferati?

Zaczęła się kręcić wokół własnej osi. Zmieniła się przez te lata. Roztaczała zapach, który stanowił mieszankę mgły, zgniłych liści i cynamonu. Wyglądała jak porcelanowa lalka Mortici Addams.

Zatańcz ze mną, oswoję Cię a ty mnie, danse macabre?

Świetnie, świetnie. Odrób lekcje, lepiej.

Zostaniesz?

Mam dużo zleceń, jestem mężczyzną pracującym.

Będę czekać, skończ to, co musisz – odparła zalotnie, na co ja pokręciłem głową.

Wszystko zależy od tego, jak będziesz się sprawować, młoda.

A może chcesz jabłko? – zapytała ni z gruszki, ni z pietruszki zmieniając temat.

To nie „Death Note”, to życie, innego świata nie będzie, moja droga.

Muszę przyznać, że była sprytna i przez jakiś czas się jej udawało mnie zatrzymać. Robiła to różnymi sposobami. Jednego dnia wbiegła pod samochód, ale to tylko wypadek, to musiał być pijany kierowca, nie ona. Gdzież, była słodka i niewinna jak aniołek.

Innego dnia zasnęła w wannie. Przynosiłem jej pianki i codziennie przez miesiąc patrzyliśmy w niebo, nadając gwiazdom mitologiczne nazwy.

Chciałabym być boginią, czy ja mogę? – zapytała jednego dnia.

Dlaczego tego chcesz? Nie wystarczy Ci, że nie radzisz sobie ze sobą?

Byłabym kochana, wszyscy kochają boginki.

Ci, którzy ich potrzebują. Może zostań aktoreczką, będziesz Ofelią, Julią, Meduzą, a nawet Afrodytą. Możesz być wszystkim i jesteś.

Spojrzała na mnie zarumieniona i po chwili zamyślenia dodała – Ja chciałam, tak…wiesz, być ikoną jak Bella Lugosi, kimkolwiek – westchnęła.

Spróbuj.

Zaczęła, w liceum zapisała się na kółko teatralne „Dwóch masek”. Szekspira już od dawna znała na pamięć, pestka. Rano ćwiczyła kwestię Antygony, była wyzwolona, przedzierała się przez korytarze ulic i wszyscy wiedzieli, kto stanowi prawo. Ona jest prawem, jej własna moralność. Popołudniami rozkochiwała się w powtarzaniu słów Marilyn Monroe, filuternie przeciągając się przed chłopcami w szkole publicznej, ale w nocy nie miała siły na inną rolę niż Nosferati. Była sobą.
– Nie odchodź – patrzyła na mnie, gdy wychodziłem z cmentarnie urządzonego pokoiku, Bauhaus towarzyszył mi w tym rozstaniu.

Lepiej się czujesz, nie będę Cię przytłaczał tym płaszczem.

Daj mi swój numer telefonu – wskazała na wysłużony Huawei z pękniętym ekranem – nie pytałam nigdy, masz chyba takie urządzenie?

Jestem mała, nawet gdy mnie nie widzisz i jesteś zajęta, a zwłaszcza wtedy.

Anioł stróż?

Nie zupełnie.

Mało mówisz o sobie, przez te lata i miesiąc. – Zamyśliła się i dodała – Lubiłam Twój baryton jako tło dla tych wszystkich horrorów – zaśmiała się.

Wiedza potrafi ranić, Nosfi, a Ciebie kręcą niebezpieczne sytuacje.

Wyszedłem, ale już dwa miesiące później odbywał się jej pierwszy występ. Rozmawiałem z nią chwilę przed spektaklem, dodając jej otuchy. Były jej osiemnaste urodziny. Dzisiaj miała zagrać czarodziejkę w czarnej welurowej sukience z misternie wyszywanymi złotymi, znakami zodiaku. Jej postać była heroiczną wyznawczynią i obrończynią kultu Bogini Matki, znanej pod tysiącami imion. Miała być tylko zwykłą rzemieślniczką, praczką zafascynowaną ziołolecznictwem w wieku XXI, ale przede mną stała Nyx we własnej, boskiej osobie. Orzechowe oczy hipnotyzowały. Przeszły mnie dreszcze. Muszę przyznać, że nowa maska, którą przybrała przed dorosłymi, wyglądała zupełnie jak prawdziwa twarz. Zachwycała i piorunowała śmiertelników tonem głosu. Do czasu.

Sybil, Sybil! – krzyczał niepokojącej urody wieśniak, prostaczek – zostaw te szmatki i chwasty, moją bądź, bądź moją.

Nie spodziewałem się takiego obrotu akcji, w moim zamiarze było wspierać feministyczną, nieugiętą boginkę. Słyszałem, bo zawsze stoję wystarczająco blisko, głos suflera: „Odejdź, nie potrzebuję parobka”, ale dziewczynka nie słucha, martwa już dla świata i tradycji pognała za młokosem. Wyrzuciła różdżkę i artefakty, poddając swój los cudzemu bożkowi. Upadła jak jej wartości.

Gdzie ja jestem? – spytała mnie nagle, dziko rozglądając się po łóżku.

Spałaś, jesteśmy w domku twojej babci, Nosfi.

Aj, nie nazywaj mnie tak, nie jestem już małą dziewczynką – po chwili ożywiona dodała – Jak skończyło się przedstawienie, bo nie mogę sobie przypomnieć? Podobało im się, zakochali się we mnie? Co się stało z Samem?

Wahałem się przez chwilę i powiedziałem niepewnie – Twój własny spektakl i to Ty byłaś najlepsza, … spodobała mi się ta niespodziewana zmiana, chociaż śledziłem twoją grę nieraz.

Sam? – zapytała po raz kolejny.

Wiedziałaś, że był tylko prostaczkiem. Ostatnia scena, mała. Wrócił do biodrzastej, nieurodziwej żonki, która pięknie haftuje, jest użyteczna. Ciągnie swój do swego.

Rozejrzała się w panice – Czy ja mogę zagrać jeszcze raz? – zapytała błagalnie.

Będą inne role, a teraz proszę, zabiorę Cię gdzieś, nie przejmuj się.

Na tyle źle, że mnie zostawisz? Przepraszam, myślałam, że się przyjaźnimy.

_ Cicho, chodź.

Poszliśmy w stronę łąki, nieopodal miejsca jej zamieszkania. Na jedno skinienie palca pod dużą, sędziwą jabłonką znalazł się koc w szkocką, granatową kratę, na nim w plecionym, wiklinowym koszu, arbuzowe Piccolo. Na ten widok Nosferati się zaśmiała.

Przypominam sobie, że upadłam albo to był jakiś wściekły tłum…

Usiedliśmy, a ona zaczęła powoli się uspokajać.

Zdejmij ten płaszcz, jest bardzo ciepło.

Spojrzałem na nią niepewnie, kasztanowe, gęste włosy do pasa błyszczały w zachodzącym Słońcu czystą miedzią. W oczach miała łzy, ale też i cały świat, bo gdy patrzyła na mnie, oprócz czekoladowej, intensywnej tęczówki malowało się w jej spojrzeniu wielkie współczucie. Była niska i krucha.

Twoje sarnie oczy stałyby się mętne od tego widoku.

Mówiłeś, że nie mogę Cię dotknąć.

Możesz, ale tylko raz…a teraz nie mamy już za dużo czasu.

Czy ja?

Tak, słodziaku, ale się nie przejmuj.

Świat wirował i przez chwilę podziwialiśmy brzoskwiniowo-koralowe odcienie nieba.

Zapal ze mną ostatnią fajkę – odezwała się swoim uroczym głosem i podała mi pudełko Malboro.

Możesz zrobić wszystko Nosfi, a poprzestajesz na małym, poczciwa z Ciebie kobietka, powiedziałby Rej.

Nagle jej głębokie, iskrzące oczy przygasły – Nie, uczucia są poza moim zasięgiem – westchnęła.

Bardzo ją lubiłem. Była niewinna i radosna jak dziecko. Duży przedszkolak, który pomylił plac zabaw z życiem. Zachodzące Słońce odbijało się w jej spojrzeniu, włosach, skórze. Nie, błąd. Cała nim była.

Wiem, że miałaś życzenie – mówiąc to, zdjąłem kaptur.

Tak jak sobie wyobrażałam… – dodała po chwili rozmarzona – blady, kościsty i ten stalowy chłód jak oczy.

Patrzyłem na nią w przejęciu. Czekałem na chwilę rozpoznania. Moment, w którym poderwie się do ucieczki.

Nie boisz się mnie?

Strach to nieznane. Teraz boję się, że znikniesz, ale czy mogę mieć ostatnie życzenie?

Słucham Cię bardzo uważnie.

Pocałuj mnie, w taki sposób jakbym coś dla Ciebie znaczyła – po policzku spłynęła jej jedna łza i dodała szeptem – Życie jest niczym, jeśli nie mogę dotknąć szczęścia, bądź moją ostatnią iluzją.

Zagrajmy w grę – odparłem po chwili namysłu – rzucisz kostką i jeśli wypadnie szóstka, to zostawię Cię tutaj i zapomnimy o całej sytuacji. Będzie tak, jakbyśmy się nigdy nie spotkali. – podałem jej mały sześcian z czaszkami w formie oczek.

Pozwalając jej odejść, tak naprawdę ja grałem o wszystko i tak, wiedziałem, że mogę sprawić, aby to zawsze wypadała szóstka. Praca, dom, Absolut. Nosferati wzięła kostkę do ręki, po czym się jej przyjrzała ostrożnie i z wielką uwagą.

Chcę Cię pamiętać – wyrzuciła kostkę za siebie i nie zważając na liczbę, którą wylosowała, szybkim ruchem zbliżyła się do mnie – Proszę – spojrzała na mnie swoim słodkim spojrzeniem zranionego szczeniaka i po chwili oznajmiła – Przeżyłam wystarczająco dużo, nie każ mi rezygnować też z Ciebie. Podobam się innym chłopcom, Tobie nie?

Ja jestem inny, nie możesz ze mną pogrywać.

Zdecydowałam, chcę być szczęśliwa, nawet jeśliby miało to potrwać milisekundę. Wiem, kim jesteś, zawsze wiedziałam i może dlatego czułam się przy tobie tak bezpiecznie.

Powinnaś się bać, odejdź i przeżyj fantastyczne życie, proszę.

Takie było, dziękuję za troskę, przeżyłam naprawdę dużo, myślę, że więcej niż przeciętny człowiek – zaśmiała się – jak tam jest? Czy ty słyszysz krzyk deptanej trawy? A może świat jawi Ci się jako tęcza barw i nieskończona ilość bodźców? – zamyśliła się, po czym dodała – A może spotkamy się w innym wymiarze? Co mamy do stracenia?

Nie chciałem na to odpowiadać, bo prawda rozsadziłaby jej serce. Ja mogłem w ten sposób stracić więcej niż pracę…

Przysunęła się jeszcze bliżej, pełna radości i życia, które powoli miało z niej uciec jak powietrze z balona. Powoli zapadał zmrok, ostatnie promyki światła rozświetlały jej nieskazitelną kremowobiałą cerę. Najpiękniejsza była jednak w trakcie snu lub tańca, który wyzwalał z niej spontaniczność i dzikość. Na co dzień płochliwa jak sarna i wyczekująca ze strachem kłusowników, którzy mogli nadejść z każdej strony.

Kocham cię – powiedziała i zanim zdążyłem wykonać jakikolwiek ruch, przywarła do mnie i złożyła na moich wargach czuły pocałunek, który pośpiesznie oddałem, ściskają ją, żeby jak najdłużej przedłużyć chwilę, zanim zniknie. Kobieca postać szybko zaczęła się rozpływać pod moim dotykiem, aż w końcu został na moich rękach proch.

To wszystko? – zapytał Wódka – krótka bajeczka – zaśmiał się.

Potem, przyszedłeś Ty, obserwowałeś nas cały czas, ukrywając się za drzewem.

Aaa, pamiętam i powiedziałem, żebyś zostawił to gówno,… te prochy  i poszedł ze mną do baru.

Spojrzałem na niego z wyrzutem i dodałem – Dokładnie tak powiedziałeś i że, cytuję „gwarantujesz mi talon na kurwy i balon”.

Źle się bawisz, chodź – wstał ze starego fotela.

Dobra, tylko poprawię płaszcz – stanąłem przed lustrem i przez chwilę wydawało mi się, że dostrzegłem zarys postaci za sobą, ciemne włosy i wielkie brązowe, ciepłe oczy…

Co się guzdrzesz, kurwa mać – zawołał Wódka z przedpokoju – chodźże szybko, Śmierć.

Katarzyna Mazur