​Była sobie raz dziewczynka, która miała tajemnicę…

Skrzętnie ukrywała ją w sobie, a uśmiechem zapewniała, że wszystko jest dobrze. Lecz gdy tylko zamykała oczy, istoty mieszkające w jej głowie próbowały się wydostać. Skakały, biegały w kółko, krzyczały i biły pięściami w zamknięte drzwi. Dziewczynka nigdy ich nie uwolniła, bała się. Ale nie tych stworów zamieszkających podświadomość, a ludzi. Ich reakcji, tego co powiedzą, zrobią, albo o niej pomyślą. Łatwiej było jej udawać rówieśników, dostosować się, choć i to nie zawsze wychodziło. Nocą, patrząc w gwiazdy, marzyła o dniu, kiedy znów będzie sobą, ocierając łzy, żałowała, że brak jej odwagi. Czuła, iż nie należy do tego świata, do tego życia. Tylko niezwykła dusza, należała no niej. Pragnęła wziąć stary, zardzewiały klucz i otworzyć zaryglowane drzwi, uwalniając niewolników swojego umysłu.

​Mijały lata i z czasem dziewczynka zapomniała o prawdziwej sobie. Ubierała czarne, niczym jej mroczna dusza, sukienki i tańczyła do muzyki, której nie cierpiała, z przyjaciółmi, którzy przy pierwszej, lepszej okazji wbili jej nóż w plecy. Teraz mijając ją udają, że jest powietrzem, lub przechodzą na druga stronę ulicy, by zawzięcie wpatrywać się w wystawy sklepowe, albo ekrany smartfonów. Dlatego Marianie ma przyjaciół. Przykre jest życie bez bratniej duszy, nie ma komu powierzać sekretów, podać rękaw, by otrzeć łzy,śmiać się wspólnie z niczego. Dziewczyna jednak nie chce ponownie cierpieć, czuć żalu i rozczarowania. Boi się otwierać przed nieznajomymi, okazywać im serce.

​Serce… Miała siedemnaście lat, gdy pierwszy raz zostało złamane, a jej uczucie nieodwzajemnione. Czuła niewyobrażalny ból, pustkę, rozczarowanie i upokorzenie. Tak… Te uczucia tkwiły niczym zadra w jej wrażliwym serduszku. Temu chłopcu odpłaciła się pięknym za nadobne. Długo dręczyły go wyrzuty sumienia, spoglądała na niego z litością i mimo jego przeprosin i starań, wcale mu nie wybaczyła. Wiedziała, że choćby stanął na rzęsach, nigdy nie zapomni. Nigdy nie będzie jego. Postanowiła wówczas, że za żadne skarby świata już się nie zakocha.

Jakże się wtedy myliła.

​Mała, pyzata dziewczynka z kasztanowymi warkoczami, zmieniła się w kobietę i zamieszkała w wyjątkowo urokliwymmiasteczku, pełnym zabytków, małych sklepików, skwerków zieleni i ogromnym placem targowym w centrum. Z jednej strony tętniło życiem i ciągłym gwarem, z drugiej urzekało ciszą i widokami. To było szczególne miejsce, jedno z tych, w których zakochujemy się bez pamięci i znajdujemy milion powodów, by ciągle tu wracać, wciąż się zachwycać, odkrywać nowe zakamarki i smaki. Miało tyle uliczek, tajemnych przejść i porośniętych bluszczem alejek, że bez mapy, albo dobrego przewodnika, nawet wieloletni mieszkańcy gubili drogę. Ale nie ona. Maria nie miała w zwyczaju błądzić. Przemykała wąską ścieżką niczym kot, skradający się po swoją zdobycz. Jej brązowe włosy lśniły w świetle przydrożnych latarni, miała na sobie przetarte dżinsy i czarną, skórzaną kurtkę, a na nogach do niczego nie pasujące czerwone conversy, ale mimo tych drobnych nieścisłości,wyglądała olśniewająco. Przy dziesiątej dzielnicy, niespodziewanie skręciła w prawo, odgarnęła przysłaniające  mur liście, by znaleźć przesmyk, dzięki któremu mogła wrócić do domu. Skoczyła i nieoczekiwanie znalazła się na skraju podmokłej łąki, porośniętej niebieskimi kwiatami i mleczem.

Mieszkała w małym, przytulnym domku, na peryferiach miasta. Drewniana chatka, pośrodku łąki, była jej przystanią, niczym oaza w centrum pustyni, ten skrawek ukrytej zieleni w wielkiej, betonowej dżungli, która nawet nocą , tętniła życiem. Wieczór okazał się wyjątkowo ciepły, dlatego rozsiadła się wygodnie w ogromnym, żółtym hamaku, włączyła ulubioną płytę w odtwarzaczu i popijając ciepłe kakao, wymyślała plan na kolejny dzień.  Uśmiechnęła się, gdy z magnetofonu zaczęło rozbrzmiewać Więzienne Tango z musicalu Chicago. Piosenka wywołała falę wspomnień i Maria znów miała osiemnaście lat, czuła gorzki smak czarnego espresso, które piła przed jedną z kawiarenek, zapach powietrza przywołującego burzę, przed którą skryła się w cieniu pobliskiego teatru, by wreszcie ujrzeć  próbę spektaklu, poczuć namiętność i emocje, z jakimi aktorzy odgrywali role zdradzonych kochanków.

W tamtej chwili zapragnęła tego doświadczyć, sprawdzić się. Może była szalona, ale ostatnie miesiące, spędzone w tym miejscu, nauczyły ją żyć pełną piersią, gonić za marzeniem i cieszyć się chwilą.

​Od zawsze była artystyczna duszą, nieposkromionym wrażliwcem, ale miała też swoją mroczną stronę, którą za wszelką cenę próbowała ukryć. Czasem, gdy zapadała w melancholie, albo miała kiepski dzień, istoty z jej głowy, dawały o sobie znać. Mimo to, dziewczyna z determinacją walczyła o szczęście, już kolejnego dnia  stawiła się na próbie. Udało jej się wtedy  dostać drugoplanową rolę właśnie do musicalu Chicago. Od tego dnia z niezłomną  żarliwością pracowała, by utrzymać swój status w teatrze. Minęły trzy lata, a Maria wchodząc na scenę, nadal czuje ten sam dreszczyk emocji, jej serce jest pełne pasji  i w duszy wie, że nikt, nigdy nie będzie w stanie ugasić tego ognia.

​Pewnego  gorącego popołudnia wracając z bardzo nieudanej próby, postanowiła odwiedzić   swoją ulubioną knajpkę. Marzyła o aromatycznym cappuccino z pianką, wygodnym fotelu i chwili relaksu. Chciała zatopić się w gwarze rozmów, chłonąc energie miasta, przyglądając się przy tym przechodniom. Minęła deptak  i spokojnym krokiem ruszyła w stronę dość ruchliwego skrzyżowania. Ogarnęło ją niespodziewane uczucie niepokoju, czuła, że lada moment wydarzy się coś złego. Letnie słońce prażyło niemiłosiernie, Maria rozglądała się wokół, lecz nic nie zwróciło jej uwagi.  Ludzie wpatrzeni w ekrany telefonów, trąbiące auta, zmieniające się z minuty na minutę kolory świateł, jaskrawe bilbordy, z których uśmiechały się do niej szczupłe modelki. Typowy popołudniowy gwar, gdzie każdy dokądś zmierza, coś załatwia i dosłownie wszyscy się spieszą.

Kątem oka dostrzegła gwałtowny ruch, nie zdążyła nawet krzyknąć, gdy czerwony suv z impetem wjechał w młodego, czarnowłosego chłopaka. Najprawdopodobniej wracał właśnie z pracy, albo uczelni do domu, bo przez ramię miał przerzucony sfatygowany plecak. Chłopak przekoziołkował po masce auta i niczym szmaciana lalka wylądował na asfalcie. W ciągu chwili, życie tego młodego człowieka wywróciło się do góry nogami. Jego plany, marzenia i przyszłość legły w gruzach.

Maria widziała gasnące życie w jego czarnych oczach, czuła zapach krwi, odnotowała też przerażenie na twarzy kierowcy  czerwonej skody, zbolałe spojrzenia przechodniów. Nie umiała cofnąć czasu, nikt z zebranych tutaj, tego nie potrafił, mimo to uklękła przed chłopakiem i zaczęła resuscytację.

Nie znała go, ale coś w  podświadomości kazało jej rzucić wszystko i go ratować. Puls był ledwie wyczuwalny, chłopak tkwił na granicy życia i śmierci.  Wszystko wokół dziewczyny, zdawało się krzyczeć: daj mu odejść. Kostucha trzymała go już w ramionach. Ona jednak nie przestawała, zawzięcie uciskała jego klatkę piersiową i wdychała powietrze do płuc. Wtedy stało się coś nieprawdopodobnego. Coś czego nigdy nie planowała.  Otworzyła zaryglowane drzwi swego umysłu i wypuściła długo skrywane istoty, zamieszkujące jej głowę. Płakała. Nie mogła pozwolić temu mężczyźnie zginąć, nie umiała pogodzić się z jego śmiercią, zawzięcie walczyła, lecz nicość wyrwała jego istnienie. Świat się zatrzymał, była tylko Maria i ten nieszczęsny chłopak, mający w sobie ledwie tlącą się iskierkę. Ostatni wdech, niczym pocałunek, delikatna pieszczota, zaledwie muśnięcie, by oddać mu cząstkę duszy. Niezwykły podarunek, który diametralnie odmieni przyszłość  Alexa. Bo tak ma na imię. Jeszcze nie wie, że w jego głowie zamieszkała nieznana istota, a w ciele ogromna moc.

​Dziewczyna odsuwa się od niego, by zrobić miejsce dla ratowników, cała pokryta krwią, przerażona, trzęsącymi się dłońmi odgarnia zbłąkany kosmyk  włosów i wkłada sobie za ucho. Gdzieś z tyłu głowy chce już wrócić do domu, do swojej przystani, ale w głębi serca wie, że dziś ocaliła komuś życie. Jest z siebie bardzo dumna i gdy odchodząc, ostatni raz odwraca się w stronę karetki pogotowia, widzi czarne niczym bezgwiezdna noc oczy chłopaka  spoglądające w jej kierunku.

Późnym wieczorem siedząc na werandzie, opatulona ciepłym kocem, z kieliszkiem wina, wpatrzona w gwieździste niebo, wspomina ten tęskny wzrok. Kostki zostały rzucone. Pytanie czy uda jej się trafić szóstkę? Tak oto rozpoczyna się nowa gra,  kolejna runda, zarówno w życiu Marii, jak i  czarnookiego chłopaka.

***

​Trwał spektakl. Wyprzedano wszystkie bilety z okazji premiery Romea i Julii, ludzie z zapartym tchem śledzili zawiłe losy  wielkich rodów Werony i skazanej na porażkę miłości młodych kochanków. Maria  uwielbiała te sztukę, uważała Szekspira za mistrza dramaturgii, nie raz analizując poczynania bohaterów jego dzieł. Tym razem odgrywała role Pani Capuletti, bezwzględnej matki, która nie potrafiła zrozumieć i wesprzeć swojej córki, co doprowadziło ją do samobójstwa. Wcielając się w te postać, dziewczyna ma wrażenie deja vu, znów jest nie rozumianą przez rodziców nastolatką. Ptakiem, zamkniętym w złotej klatce, pragnącym wolności. Marzycielką, której zabrania się marzyć.

– „Lecz choćby oczy jej były na niebie, a owe gwiazdy w oprawie jej oczu, blask jej oblicza zawstydziłby gwiazdy”- zacytował-Lubię ten spektakl -odezwał się zmysłowy, męski głos, zza jej ramienia. Nie zauważyła nawet, kiedy nieznajomy do niej podszedł. Kto by pomyślał, że istnieją jeszcze faceci o tak poetyckim usposobieniu. Wyczuwała od niego znajomą aurę, ale za żadne skarby świata nie potrafiła sobie przypomnieć, mimo to ukuło ją nieopisane uczucie. Coś niewidzialna więź, nić, łącząca ich dusze.

-Ja też- stwierdziła- jest coś wyjątkowego w tej sztuce- wyznała cicho, mając nadzieję, że nie dosłyszy. Usłyszał. Uśmiechnął się promiennie, złapał delikatnie za rękę i szepnął:

-Dziękuje. Jakiś czas temu uratowałaś mi życie- zaczął- jestem ci ogromnie wdzięczny, nawet nie wiesz jak trudno było mi Cię odnaleźć. Dane świadków wypadków  wbrew pozorom, są bardzo dobrze strzeżone.

– Nie wiem czy chce wiedzieć jak je zdobyłeś?- zaśmiałam się nieśmiało.

-To długa historia- zaczął rozbawiony- jestem pewien, że Ci się spodoba. To co? Może dziś o ósmej, w tej małej restauracji na rogu?-zapytał- W końcu jestem Ci coś winien w ramach podziękowań.

– Mój grafik jest bardzo napięty, ale może w drodze wyjątku znajdę dla Ciebie jedną chwile.

– Nie daj się prosić-dodał ożywiony.

-Zastanowię się- zdołałam wyksztusić. Chłopak  ewidentnie nie marnował czasu, ale zaskoczył ją tym zaproszeniem, zwykle odmawiała i spławiała tego typu zalotników, lecz tym razem nie wiedzieć czemu, zgodziła się. Długo myślała nad tym co było powodem jej decyzji. Może po prostu miała dobry dzień, a może było to coś głębszego. Nie umiała jednoznacznie stwierdzić.

Pomimo tych wszystkich obaw,  randka była udana. Maria już dawno nie spędziła tak miłego wieczoru i to w dodatku z mężczyzną. Świetnie im się rozmawiało, Alex okazał się przemiłym,  dowcipnym i bardzo tolerancyjnym chłopakiem. Lubił sztukę i studiował na Akademii Sztuk Pięknych. Dziewczyna miała wrażenie, że zna go od zawsze, nurtowały ich te same tematy i  śmieszyły identyczne żarty.  Z każdą chwilą, zaczynała podejrzewać, iż ten przypadkowy facet, może okazać się jej długo wyczekiwaną bratnią duszą. Obawiała się też czy aby nie podarowała mu  czegoś więcej, niż  mało znaczący skrawek swojej duszy.

***

​Dzwonił telefon. Wibrował szaleńczo w kieszeniprzetartych dżinsów. Aleks instynktownie wiedział, że to ona. Maria. Spotykali się od jakiegoś czasu, na początku znajomości był jej po prostu wdzięczny za uratowanie życia, lecz z czasem odkrył, że zawładnęła jego sercem. Był w niej szaleńczo zakochany i nie potrafił racjonalnie tego wytłumaczyć.  Pamiętał, jak pierwszy raz ją zobaczył. Podczas tego wypadku, gdy ratownicy transportowali go na noszach do karetki, ona  stała tam cała we krwi, roztrzęsiona, odwróciła się i dostrzegła jego spojrzenie. Była wyjątkowa.Pomyślał wtedy, że musi być jego. Oddałby za nią dusze samemu diabłu. Nigdy dotąd żadna dziewczyna nie zawróciła mu tak w głowie, już wtedy wiedział, iż jest stracony.

Mimo wszystko nie odebrał telefonu. Dziarskim krokiem ruszył w kierunku  miejskiej biblioteki, przed którą rósł olbrzymi dąb.  Miał ważne spotkanie, od którego zależały ich dalsze losy i nie miał zamiaru się spóźnić, jak zwykle miewał w zwyczaju. W recepcji zapytał o Gamajun, kazano mu iść korytarzem prosto i w lewo. Krążył jednak w labiryncie niezliczonych regałów z książkami, by po dłuższej chwili odnaleźć malutkie, ledwie widoczne drzwi z ozdobną klamką w kształcie ptaka. Nacisnął ją i wszedł do najdziwniejszego pomieszczenia jakie w życiu widział. Pokój wyglądał jak ogród, a na środku rosło identyczne drzewo jak na zewnątrz.

Jego gałęzie rozpościerały się wysoko, a z jednej z nich zwisała porośnięta bluszczem huśtawka na której siedziała piękna dziewczyna, o blond włosach i nieziemskim spojrzeniu.

​To musi być iluzja, pomyślał. Spodziewał się raczej szklanej kuli i tandetnej szopki, jaką  w jego mniemaniu odgrywały wróżki, czy inne wyrocznie. Nie wierzył w czary, ale od  wypadku, zaczęły się z nim dziać dziwne rzeczy. Dlatego postanowił poszukać porady u wieszczki, nie spodziewał się jednak, że zagości u  zmiennokształtnej, wszystkowiedzącej wysłanniczki bogów.

– Witaj-  zaczęła- czekałam na Ciebie.- odezwała się śpiewnym głosem.

–  Cześć – wydukał- przychodzę po poradę. Dużo o Tobie słyszałem, ale nie wiem czy to prawda. Wiele mnie kosztowała ta wizyta, ale musze wiedzieć.- wyszeptał.

– Wiem po ci przychodzisz. Każdy czegoś szuka. Wszyscy ludzie maja pytania, ale nie zawsze satysfakcjonują ich odpowiedzi. Potrafisz słuchać?- zapytała niewinnie i spojrzała mu prosto w oczy.

Po plecach przeszył go zimny dreszcz, przeczuwał, że nie jest ona człowiekiem, lecz pradawną istotą, ale tylko ona może dać mu odpowiedzi na nurtujące go problemy.

-Potrafię, ale czy Ty zdołasz udzielić mi odpowiedzi? Powiedz mi co się ze mną dzieje? Dlaczego jestem inny? Zamieniam się w wampira czy co?

Na te słowa Gamajun wybuchła  gromkim  śmiechem, chichotała tak  donośnie, że echo jej głosu rozbrzmiewało po całej Sali.

– Oj nie mój drogi- odparła- nie zostaniesz wampirem. W żadnym razie. Wampiry nie istnieją. Lecz istotnie, nie jesteś już człowiekiem, a właściwie nie do końca nim jesteś. Wiesz w życiu jest kilka rzeczy, których wy śmiertelnicy nie jesteście stanie cofnąć: wypowiedzianego słowa, niewykorzystanej szansy,  straconego zaufania i życia, które ktoś Ci odebrał. Istotnie, twoje życie zostało zabrane, ale podarowano Ci nowe. Twoja bratnia dusza postanowiła wbrew wszystkiemu zawalczyć o Twoje istnienie. Ona jest Schowańcem, daje schronienie innym magicznym tworom, które żyją sobie w jej głowie. Pomagają, doradzają, czasem tylko patrzą, ale często tez uciekają.​

W Twoim ciele zamieszkał jeden z takich bytów, ale nie martw się, nadal jesteś sobą, tyle tylko, że z dodatkowymi mocami.

-Czy to Maria jest moja bratnią duszą?- zapytał.

– Znasz  już odpowiedz – szepnęła- lecz musze Was ostrzec, jest stworzenie, które Was szuka. Nie jesteście bezpieczni. Maria ma za sobą burzliwą przeszłość, tu odnalazła spokój i miłość. Jednakże tylko z Twoja pomocą zdoła pokonać tegodemona. Poczekaj…-Gamajun wstała i zerwała z pobliskiej gałęzi złote jabłko, po czym podała mu je mówiąc-  zjedz to.  Zakazany owoc rozbudzi i uwydatni Twoje nowe zdolności, bądź gotowy, nim nadejdzie ciemność. Tylko ogień może go zgładzić i pamiętaj, że Ci których kochamy, zostają w naszych sercach na zawsze.

​ To wyznanie przeraziło chłopaka. Jednak  pospiesznie zjadł  jabłko, podziękował i zapłacił  Gamajun, po czym ruszył biegiem w kierunku domu Marii, nie wiedząc co tam zastanie.

***

​Dziewczyna przekręciła klucz w zamku, pchnęła drzwi i  stanęła jak wryta. Pośrodku salonu  stał olbrzymi, zielony potwór. Kształtem przypominał przerośniętą jaszczurkę, lecz głowa pozostawała ludzka. Wszystko w podświadomościkrzyczało: uciekaj, ale  nogi odmówiły jej posłuszeństwa, a strach sparaliżował ciało. Nieznajomy  w oka mgnieniu, zauważył pełen napięcia nastrój dziewczyny, zbliżając się do niej wysyczał:

– W końcu Cię znalazłem Schowańcu! Przeklęta dziewucho, oddasz mi teraz zawartość swojego umysłu!

​Maria nie wiedziała co powiedzieć. Jej stan można by ocenić jako coś pomiędzy niedowierzaniem, a ciężkim szokiem. Skąd ten demon wiedział, gdzie  mieszka, jak udało mu się odnaleźć jej kryjówkę. Analizując, każde słowo i gesty intruza, cofała się w kierunku drzwi. Totalnie nie miała pomysłu co zrobić w tej sytuacji. Uciekać? Ale dokąd? Myślała, że jest tu bezpieczna. Nie była. Do tego naraziła życie Alexa.

– Pewnie zastanawiasz się jak udało mi się tu dostać?-zapytał wpatrując się w dziewczynę gadzimi oczyma- wyczułem twoje istnienie, gdy postanowiłaś uchronić od śmierci tego nędznego śmiertelnika. Cóż Ci mogę rzec? Dobroć nie popłaca, a Ty za moment na własnej skórze się o tym przekonasz.- rzekł,  przesuwając długim językiem po swoich ostrych zębach.

Zasyczał przeraźliwie i ruszył w stronę dziewczyny, która błyskawicznie zareagowała i ruszyła biegiem w stronę pobliskiego lasu. Gnała ile sił w nogach, ślizgając się po piaszczystych alejkach podążała w stronę starych ruin, mając nadzieje, iż tam zgubi demona. Na próżno. Skręciła w prawo, w boczną ścieżkę i o mało co nie  machnęła kozła o wystający korzeń, kątem oka widziała jak potwór wyłonił  się zza zakrętu, był tak blisko, niemal czuła jego ohydny oddech na plecach. Nachyliła się,  by uniknąć zderzenia z gałęzią, ciernie pokaleczyły ramiona i nogi, a z ran zaczęła kapać krew. Jejmetaliczny zapach rozbudził zmysły stwora, który z impetem wyskoczył w powietrze, łapiąc Marie w locie. Rzucił nią o drzewo i już miał zamiar dobrać się do jej głowy, gdy niespodziewanie jego pierś przeszył kuchenny nóż. Odwrócił się gwałtownie, zaskoczony, nie spodziewając się ataku śmiertelnika. Alex wziął głęboki oddech i z całej siły pokierował swoją moc w jego stronę. Demon otworzył usta i leśną ciszę rozdarł przerażający ryk. Upadł na kolana, by po chwili rzucić się z wściekłością w stronę chłopaka. Zaskoczył go. Czuł jak jego ostre pazury wbijają się w skórę, a następnie przesuwają po niemalże całej długości pleców, zostawiając  głębokie rany. Pomimo niewyobrażalnego bólu, coś  w jego wnętrzu  zostało rozbudzone. Przepełniała go nadludzka siła, dzika, nieposkromiona moc. W żyłach płonął ogień, płuca trawił żar. Alex był wściekły, pchnął ten pożar w stronę demona. Żywioł w oka mgnieniu strawił  jego oślizgłe ciało.Pozostało po nim kilka łusek, garstka popiołu i złe wspomnienie.

***

​Kobieta, skrywająca tajemnice, przyglądała się chwilę zachodzącemu słońcu, które chowało się za górami. Stała bosa pośrodku podmokłej łąki, okrytej mnóstwem kolorowych kwiatów, z ręką na temblaku i krzywo przyklejonym plastrem na skroni. W oddali słychać było cykanie świerszczy, a w powietrzu unosił się zapach kwitnącej nieopodal maciejki. Niebo wdzięczyło się wieloma kolorami. Przybrało dziś wyjątkowe odcienie, od ciemnego złota do purpury. Uwielbiała ten moment, gdy słońce ginęło w objęciach nocy, było w tym coś magicznego.

– Wiesz jaki jest mój  najgłupszy błąd?- odezwał się zza jej ramienia zmysłowy głos Alexa, wyrywając dziewczynę z zadumy.

-A wiesz jaki jest mój najskrytszy żal?- zapytała na przekór i nie czekając na odpowiedz, odparła- Nie potrafię sobie wybaczyć tego, że nie powiedziałam Ci prawdy o sobie- szepnęła, a po policzku spłynęła jej gorzka łza – nie byłam wobec Ciebie szczera. Bałam się, że nie zrozumiesz, odtrącisz mnie jak wszyscy inni i znowu zostanę sama. Przepraszam.

– To ja przepraszam, jesteś niezwykła. Wiem to od samego początku, żałuje, że nie podzieliłem się z tobą swoimi zmartwieniami, problemami… mocami?-  chłopak nie wiedział jak nazwać nowo poznany dar, był trochę zagubiony, a czasem gdy działo się coś niewytłumaczalnego, przerażony. Mimo wszystko opowiedzieli sobie wspólnie z Marią o wszystkich obawach

-Hej- zawołał znienacka Alex- miałem Ci wyznać jaki jest mój najgłupszy błąd!

– No dawaj!- zaśmiała się .

– Nigdy nie powiedziałem  głośno, że  Cię kocham Mario- mówiąc to uniósł jej podbródek, spojrzał na malinowe usta i złożył delikatny pocałunek.

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez Aniversum w celu opublikowania mojej twórczości na stronie www.aniversum.pl