– Jest ok.

– Czuję się świetnie.

– Nic mi nie dolega. To tylko nadmiar pracy. Skończę, porządnie wypocznę i będzie lepiej.

​Uśmiech. Ten naturalnie sztuczny uśmiech towarzyszył jej cały czas. Był o tyle podstępny, że sama zaczęła w niego wierzyć. Była przekonana, że nic jej nie dolega. Przez tą maskę, którą nosiła codziennie…

​Kolejny ciężki dzień w pracy. Jej palce biegły po klawiaturze, bijąc kolejne rekordy szybkości. Oczy pokonywały tysiące kilometroznaków na sekundę. Dobrze, że były wspierane przez okulary, bo już dawno by się poddały. Opadła na oparcie fotela wzdychając z rezygnacją. Wyciągnęła ręce do góry i głośno strzeliła palcami. Spojrzała przed siebie a na jej twarzy pojawił się lekki rumieniec. Kamil – jej mentor, stał przy swoim biurku i żywo dyskutował z Danielem o jakimś filmie, który ostatnio obejrzał. Podziwiała jego prostolinijność, pewność siebie oraz to, że pomógł jej poczuć się częścią zespołu. Zaopiekował się nią, chwalił przełożonym. Nagle jego wzrok spoczął na niej. Nie przerywając słuchania kolegi, lekko skinął głową w jej kierunku i uśmiechnął się tak, jak tylko on potrafił. Szybko schowała się za monitorem i poczuła nieznośne ciepło na policzkach.

– Powinnaś się z nim umówić Aga – zawyrokowała jej przyjaciółka, energicznie mieszając herbatę.

– Nie no co Ty… On nie myśli o mnie w ten sposób – wybąkała gryząc brzeg swojego kubka.

– To facet. Oni zazwyczaj nie myślą… Oni działają. Przecież widzę jak na siebie patrzycie. Całe biuro to widzi, tylko nie wy.

Pamela była tą bardziej przebojową z ich dwójki. Zawsze gotowa dobrze doradzić, zdopingować, ale i ochrzanić.

– Słuchaj Ag. Ty lubisz te całe planszówki, co? Zdaj się na los – zaczęła szybciej uderzać paznokciami w ekran smartfonu – pa! Mam tu apkę do rzucania kośćmi. Jak wypadnie nieparzysta – olejesz go. Jak parzysta – zaczniesz działać.

Aga niepewnie spojrzała na wyświetlacz, potem na przyjaciółkę i znowu na wyświetlacz.

– No klikajże!

*klik*

Animowana kostka kręciła się niemiłosiernie na małym ekranie. Po kilku długich sekundach pojawiła się liczba 4. Aga spojrzała na przyjaciółkę prawie ze łzami w oczach. Pam wyszczerzyła tylko zęby i schowała zdradliwy sprzęt do kieszeni.

​Zbliżał się weekend. Brunetka do tej pory nie zdecydowała się na rozmowę z Kamilem. Pam dogryzała jej trochę, ale tak, aby nie pozbawić jej resztek odwagi.

– Co masz do stracenia? Pójdźcie do kina, na spacer. Niech cię chociaż do samochodu odprowadzi!

– Kto taki? Ktoś nie chce ci towarzyszyć w przechadzce? Niemilec – usłyszała TEN głos, który sprawiał, że miękły jej kolana.

– Prawda? Trudno dziś o gentelmanów – blondynka przewróciła oczami i dostrzegła szansę – o kurczę. Muszę poprawić parę tekstów na jutro. Zaopiekujesz się Agą? Lecę pracować na moje miliony!

Po jej wyjściu spojrzeli na siebie i odwzajemnili uśmiechy. Cisza zawisła na tyle długo, że powoli robiła się niezręczna. Chłopak podszedł do czajnika i zaczął napełniać go wodą.

– To… kto cię wystawił?

Wystawił… już ma mnie za ofiarę losu.

– Nikt. Tak sobie żartowałyśmy. To nic takiego.

– Tak? Brzmiało dosyć poważnie. Słyszałem, że w weekend ma być piękna pogoda. Taka akurat na spacer i podziwianie gwiazd.

– Haha. Brzmi trochę jak kemping.

– Niegłupie. To co? Przyjadę po ciebie w sobotę. Szesnasta?

– Tak.

Nieeeeeeeeeeee!!!! – różne głosy krzyczały w jej głowie. Na co w ogóle się zgodziła? Do końca dnia miała siłę tylko aby pisać z Pam na komunikatorze. Skupienie na pracy całkowicie wyparowało. Może po prostu odwołam? Do soboty mogę zachorować… Zabawne jak łatwo było jej wymyślać kolejne wymówki. Ale wtedy przypomniało jej się jedno zdanie, które zawsze ją motywowało, ale nigdy nie miała odwagi wdrożyć go w swoje życie. Lepiej żałować, że się coś zrobiło niż żałować, że się tego nie zrobiło. Zaczęła przerzucać rzeczy w szafie w poszukiwaniu namiotu i śpiwora oraz odpowiednich ciuchów na tego rodzaju wypad.

​Spakowana, siedziała w pokoju czekając na sygnał, że już jest. Gdy tylko jego imię pojawiło się na wyświetlaczu, jej serce szybciej zabiło, a w głowie zaszumiało.

– Już jestem. Pomóc ci z rzeczami? – nawet przez telefon słyszała, że się uśmiecha.

– Nie, nie trzeba. Już schodzę.

Czekał pod blokiem. Przywitali się, po czym wziął od niej plecak i spakowany namiot. Zapakował wszystko do bagażnika i ruszyli na pole kempingowe, które znajdowało się nieopodal jeziora. Zatrzymali się na parkingu i omówili warunki z właścicielem przestrzeni.

– Rzeczy zostawimy do wieczora w aucie. A póki co – spacer?

– Pewnie. Tu jest tak pięknie, że nie mogę się doczekać, ile zwierzaków spotkamy.

​Rzeczywiście las, jezioro jak i cała okolica okazały się przepiękne. Udało im się zdobyć parę ciekawych zdobyczy. Na kartach pamięci pojawiły się fotki bawiących się wiewiórek, pasących saren, gila, kowalika i chyba lisiej nory. Aga była zachwycona wszystkim a szczególnie tym, że się nie spociła ani nie wywróciła. Na chwilę straciła czujność, gdy pod jednym z drzew znalazła dziecięcą zabawkę przypominającą magiczna różdżkę. Bez chwili wahania odegrali sławną scenę z „Wingardium Leviosa”. Śmiejąc się głośno, postanowili, że oddadzą różdżkę właścicielowi pola – może znajdzie biednego, małego czarodzieja, który ją stracił?

​Pod wieczór wrócili do samochodu i wyjęli rzeczy niezbędne do noclegu. Po rozbiciu namiotów, Kamil rozpalił ogień i ociosał patyki, na które potem nabili kiełbaski.

– Trochę słaba atmosfera do podziwiania gwiazd. Chyba jest za jasno – słowa wypływały z ust Agi, zanim je dobrze przemyślała.

– Trudno. Będziemy musieli podejść do samego brzegu jeziora. Tam jest ciemniej.

Spojrzeli na siebie. Dziewczyna znowu poczuła nieznośny żar, który palił jej policzki. Odwróciła wzrok i wbiła go w taflę wody. Była ciemna i nieprzenikniona, chociaż odbijała w sobie blask księżyca. Było wprost magicznie. Raptem poczuła ciepło na swojej dłoni.

– Idziemy?

Mogła tylko pokiwać głową. Pomógł jej wstać i trzymając ją nieśmiało za rękę, ostrożnie ruszyli w stronę zbiornika. Położyli się w trawie i zaczęli wypatrywać jasnych punkcików na nieboskłonie. Dosyć szybko je dostrzegli.

– Patrz! Tam jest Wielki Wóz.

Podążyła za jego palcem, ale nie mogła dostrzec znanego kształtu.

– Gdzie?

– No tu – odpowiedział przysuwając się do niej.

Nie wiedział, że taka bliskość jego ciała w niczym nie pomagała a wręcz komplikowała sprawę. Odwróciła twarz w jego stronę i ze strachem spostrzegła, że się jej bacznie przyglądał. Dziękowała w duchu, że jest ciemno. Jednak blask jego oczu i skupienie na twarzy było dostrzegalne.

– Rzeczywiście, jest – wróciła wzrokiem na niebo.

Poczuła, że znowu złapał jej dłoń. Ich palce splotły się, na początku niepewnie, jednak po chwili to uczucie zastąpił spokój i poczucie, że tak właśnie ma być.

​Nawet nie wiedziała, kiedy zasnęła. Gdy otworzyła oczy, od razu pojęła, że leży wtulona w pierś chłopaka, otoczona czule jego ramionami. Szybko wyplątała się z jego objęć, usiadła podkulając do siebie nogi i zaczęła się mu przyglądać.

– Chyba zasnęliśmy – wyszeptał budząc się.

– Chyba tak. Przepraszam.

– Przestań. To był ciężki tydzień. Tyle projektów, jeden pilniejszy od drugiego. Wszystko na ASAP – mrugnął do niej przeciągając się.

– Lekko zmarzłam. Ty pewnie bardziej… W namiocie mam sweter. Znaczy ogólnie musimy się przebrać…

– Zjeść śniadanie.

Zebrali się dosyć szybko, jakby oboje nie bardzo wiedzieli co teraz zrobić i co się właśnie wydarzyło. Czy w ogóle coś się wydarzyło?

– Masz – wyciągnął w jej stronę dłoń z dużym, czerwonym jabłkiem – zdrowe śniadanie to podstawa.

– Dzięki – odpowiedziała.

Otworzył jej drzwi od strony pasażera i ruszyli w drogę powrotną. Po kilku minutach wrócił im rezon a tematy do rozmów znajdowały się same.

Lepiej żałować, że się coś zrobiło niż żałować, że się tego nie zrobiło pomyślała z lekkim uśmiechem. Nie żałowała.