Noc kupały. Podobno wyjątkowy czas. Ale Michał w to nie wierzył. Dla niego to był po prostu czas spotkania z przyjaciółmi i dobrej zabawy. Gorący dzień przechodził w przyjemnie ciepłą noc. Ogniska zapłonęły i wszyscy mieszkańcy, młodzi i starzy gromadzili się dookoła nich. Świętowano najkrótszą noc w roku.

Wszyscy, którzy osiągnęli odpowiedni wiek raczyli się księżycówką. Ci, którzy jeszcze nie osiągnęli próbowali jej ukradkiem. Wraz z ilością wypitego trunku rozmowy stawały się śmielsze, śmiechy głośniejsze.  Chłopcy chętniej zapraszali dziewczęta do tańca. Jednym słowem zabawa trwała w najlepsze.

Podczas tegorocznych obchodów, Michał nie musiał chować się by spróbować odrobiny księżycówki. Mógł oficjalnie delektować się jej niepowtarzalnym smakiem, który rozgrzewał gardła i rozpalał ciała.

Jego babka dorzuciła jakiś ziół do ognia i nagle płomienie wzbiły się w górę i przybrały zielony kolor. Zatańczyły wesoło i wróciły do poprzedniej postaci. Michał spojrzał przed siebie. Po przeciwnej stronie ogniska siedziała ona. Nie wiedział, kiedy do nich dołączyła. Do tej pory noc kupały spędzali osobno, każde w swoim gronie przyjaciół. Nie wiedział też dlaczego przyszła tym razem do nich. Ale była tam. Siedziała i szeroko się uśmiechała patrząc w jego stronę. Na wszelki wypadek odwrócił się za siebie i rozejrzał na boki, czy przypadkiem nie uśmiecha się do kogoś innego. Ale nie. Nie było nikogo, z kim mógłby się pomylić. Ona uśmiechała się właśnie do niego. Kiedy zobaczyła, że on się rozgląda roześmiała się. Najwyraźniej przejrzała jego wątpliwości. Miał ogromną ochotę podejść do niej, a jednocześnie czuł jakby nogi przyrosły mu do ziemi. Czuł się jak stary dąb, którego korzenie trzymają w miejscu.

Dla dodania sobie odwagi pociągnął kolejny łyk z butelki. Nic to jednak nie pomogło. Tkwił tam gdzie przedtem. Cały czas gapił się na nią, a ona nie odrywała wzroku od niego. Niewidzialny magnes trzymał ich wzrok na sobie. Michał czuł się coraz bardziej zahipnotyzowany. Czy ona robiła to specjalnie? Rzuciła na niego urok?

Wtem usłyszeli gong. Wybiła północ. Wszyscy zebrani rozpoczęli wspólny śpiew wychwalając bogów i dziękując im za plony i płodność. Gdy głosy przycichły, babka Michała zawołała.

Czas ruszyć na poszukiwania kwiatu paproci!

Zanim się obejrzał, ktoś podbiegł do niego i pociągnął go za rękę. Żeby się nie przewrócić pobiegł za tą osobą, Dopiero po chwili zorientował się, że to była ona. Nabrał głębiej powietrza do płuc. Obejrzała się na niego.

No dalej, pierwsi znajdziemy kwiat! – zawołała głośno się śmiejąc.

Michał wiedział, że kwiat paproci, to tylko bajki dla dzieci. Nie istniało coś takiego. Każdy wiedział przecież, że paproć nie kwitnie. Uczył się, że ona rozmnaża się przez zarodnie i nie ma kwiatów. Kwiat paproci to legenda. Fajna, miła legenda, która jest częścią obchodów nocy kupały. O północy wszyscy, szczególnie młodzi biegną na poszukiwania. Ale jak wiadomo, nikomu nigdy nie udało się go znaleźć. Dlaczego? Odpowiedź była oczywista. Kwiat paproci nie istnieje.

Nie przeszkadzało mu to oczywiście w poszukiwaniach. Noc w lesie w jej towarzystwie była wystarczającym powodem. Spacerowali wśród drzew trzymając się za ręce. Nie rozmawiali ze sobą. Po prostu byli. Michał chłonął całym sobą jej obecność, jej zapach, dotyk jej dłoni na swojej. Jego serce biło żywiej niż na co dzień. Krew krążyła szybciej, rozgrzewając ciało. W głowie mu się kręciło. Nie wiedział czy od nadmiaru księżycówki, czy z jej powodu. Pewnie jedno i drugie miało znaczenie.

Co jakiś czas zatrzymywali się żeby sprawdzić czy to co widzą nie jest kwiatem paproci. Michał zaangażował się w tę zabawę. Nikt, tak naprawdę, nie wiedział jak wygląda kwiat paproci, więc wskazywali sobie przeróżne kwiaty. Jednak, kiedy podchodzili bliżej zawsze spotykało ich rozczarowanie. To nie była paproć.

W pewnym momencie zatrzymali się, odrobinę już zmęczeni wędrówką. Ona odwróciła się do niego przodem i spojrzała mu głęboko w oczy. Michał zobaczył w jej zielonych tęczówkach odbicie swoich pragnień. Cały czas trzymali się za ręce, więc przyciągnął ją do siebie. Objął ją w talii, przyciągając jeszcze bliżej. Ich ciała się zetknęły. Czuł jej oddech na swoich ustach. Jej bliskość, jej dotyk działał na niego odurzająco. Nie wiedział już gdzie się znajduje ani jaki jest czas. Nachylił się ku niej, a ona delikatnie wspięła się na palce.

Kiedy zetknęli ze sobą usta wydarzyło się coś niesamowitego. Jakby ogień spotkał się z wodą. Woda zawrzała od gorąca ognia, po czym ogień zapłonął jeszcze większym żarem podsycany tlenem z wody. Dwa tak różne żywioły walczyły ze sobą w ich ciałach. Dwie przeciwstawne siły, na pierwszy rzut oka nie mogące współistnieć w tym samym miejscu, dopełniały się wzajemnie. On był ogniem, ona wodą. Wiedzieli to, czuli to odkąd ich ciała się zetknęły. Przyciągali się z ogromną siłą. Który żywioł okaże się silniejszy? Ogień potrafił spustoszyć wszystko, ale dać ciepło i światło. Życiodajna woda, gdy chciała mogła wezbrać i utopić wszystko na swojej drodze. Woda mogła ugasić ogień. Ale ogień mógł zamienić wodę w parę.

Całując się czuli potężne siły walczące ze sobą. Ale ich pragnienie było silniejsze. Nie chcieli ze sobą walczyć. Chcieli się scalić i stać jednością. Wbrew głosowi rozsądku, wbrew prawom fizyki i woli bogów. Wiedzieli, że są stworzeni dla siebie. Potężniejsza moc od żywiołów przyciągała ich do siebie. Oboje chcieli podążyć za swoim pragnieniem, mimo wszystko.

Michał zjechał dłońmi z jej talii. Ona nie wypuszczała go z objęć, sunąc dłońmi po jego plecach. Położyli się obok siebie na trawie. Jej sukienka podwinęła się nad kolana. Dotknął palcami jej gorącego uda powoli przesuwając się w górę.

W tym momencie zapiał kur. Dziewczyna zerwała się na nogi i popędziłą w stronę strumienia. Świtało. Przyszedł czas na rytualną kąpiel. Wszystkie panny zgromadziły się nad brzegiem. Zrzuciły wianki z głów do strumienia, po czym weszły w długich lnianych sukniach do wody.

Michał stał oniemiały w miejscu, gdzie go zostawiła. Szybko jednak otrząsnął się z szoku i ruszył do miejsca, w którym zatrzymywały się wianki. Musiał złapać jej wianek. Nikt nie mógł go uprzedzić. Po drodze do jego nozdrzy doleciał słodki i kuszący, nieznany mu zapach. Obejrzał się w tamtą stronę i zobaczył przepiękny karmazynowy kwiat w pomarańczowo białe kropki. Nie zastanawiając się wiele zerwał go chcąc jej podarować i popędził do strumienia. Zgromadziło się tam już sporo młodzieńców. Każdy wypatrywał wianków. Jedni wiedzieli, które chcą wyłowić, inni liczyli na łut szczęścia.

Michał przecisnął się do przodu. Bał się, że nie rozpozna jej wianka, ale to był chyba jedyny wianek upleciony ze słoneczników i chabrów. Nie czekając aż kwiaty dobiją do brzegu, wszedł do wody by mieć pewność, że to on je wyciągnie.

Tradycja mówiła, że panna, której wianek zostanie wyłowiony przez młodzieńca, musi spędzić w jego towarzystwie siedem dni. Na noce, oczywiście, oboje wracali do rodzinnych domów. Jedne dziewczęta cieszyły się z wyników poławiania, inne były rozczarowane i naburmuszone. I tylko z przymusu spędzały ten czas z wybrankiem kupalnocki.

Michał wyłowił jej wianek i tryumfalnie uniósł go wysoko nad głowę. Wyszedł z wody szukając jej wzrokiem. Dostrzegł ją idącą po trawie. Mokra sukienka przylegała do jej ciała. Podkreślając krągłości. Widział jej piersi prześwitujące przez wilgotny materiał, widział jej delikatnie sterczące sutki. Sukienka opinała się jej na udach i pośladkach, przylegała do łona. Michał przełknął głośno ślinę i oblizał usta. Zaschło mu w gardle. A ona szła uśmiechnięta w jego stronę. Też oblizała wargi. Chłopak założył sobie jej wianek na głowę i czekał, kiedy do niego podejdzie. Pochłaniał ją wzrokiem. Pragnął żeby ta słodka tortura trwała wiecznie. Pragnął żeby się skończyła i mógł wreszcie zatopić w niej usta. A ona szła pewnym, spokojnym krokiem, cały czas się uśmiechając. Widział figlarne iskierki w jej oczach. Doskonale wiedziała, co się z nim dzieje. Czuła jak na niego działa. Ale dopiero, kiedy podeszła bliżej, zorientował się, że on działa na nią tak samo. Jej źrenice były rozszerzone z pożądania, a oddech był nierówny. Michał nie panował już nad sobą. Złapał ją za piersi, a ona jęknęła. To wywołało w nim ekslozję wulkanu. Złączyli ze sobą usta i ponownie dwa żywioły starły się ze sobą. Ogień i woda tańczący do pieśni pożądania. Ona ostatkiem sił złapała go za rękę i pociągnęła kilka metrów, by schować się za krzakiem białego bzu.

Tam gwałtownie zdarła z niego koszulę, urywając przy tym guziki. On zdjął jej sukienkę. Nie miała na sobie bielizny. Stała przed nim zupełnie naga. Jej opalone ramiona kontrastowały z bielą piersi. Skóra błyszczała od wody zmieszanej z potem, a sutki sterczały zdradzając podniecenie. Michał wciągnął ze świstem powietrze. Zdarł z siebie spodnie, nie czekając aż ona to zrobi. Jego męskość krzyczała z pożądania. Nachylił się ku niej by zlizać pot z jej ciała. Cicho westchnęła. Złapała go pod brodę i podniosła jego twarz do swojej. Przywarli do siebie. Położył ją na trawie rozchylając jej nogi na boki. Ona złapała go za pośladki i pociągnęła na siebie. Wślizgnął się w nią nie odrywając ust od jej ust. Taniec pożądania rozgrzał ich ciała do temperatury wulkanu, sprawił, że oddechy upodobniły się do dźwięków parowozu. Przewróciła go na plecy przejmując kontrolę. Rozpaliło go to do granic możliwości. Jedną dłonią złapał ją za pierś, a drugą za pośladek nadając szybszy rytm jej ruchom. Jej włosy opadały mu na twarz łaskocząc w policzki. Jej dłonie zaciskały się na kępach trawy. Oderwała usta od niego by zaczerpnąć powietrza. Z jej gardła wydobywały się coraz głośniejsze jęki. Michał zagryzł dolną wargę, by na nią poczekać. Chciał osiągnąć spełnienie jednocześnie z nią. Skupił się na tym z całych sił, ale jego ciało już go nie słuchało. Pędziło. Jęknął. Zadrżał. Nie przestał się jednak poruszać, żeby i ona doznała pełnej rozkoszy. Krzyknęła. Po jej plecach przeszedł dreszcz. Po czym opadła na niego ciężko oddychając. Przytuliła policzek do jego klatki piersiowej. Leżeli spełnieni. Nic nie mówili. Słychać było jedynie ich zwalniające oddechy. Michał gładził ją po włosach, a błogi uśmiech błąkał mu się po twarzy.