– Hej, hej! Zobacz, co znalazłem!

Patrzył, jak jego podekscytowany niczym nastolatek przed dziewczyną kolega podskakuje w miejscu i wymachuje mu przed nosem jakimś starym tomiszczem. Odsunął głowę z obrzydzeniem. Książka nie dość, że śmierdziała starymi onucami, to jeszcze wyglądała, jakby została pożarta przez utopca i zaraz wypluta. Ogólnie, nieciekawie.

– Zabieraj mi to sprzed twarzy! – odgonił ręką natręta.

– Nawet nie wiesz, jaki skarb znalazłem! – ekscytował się dalej chłopak.

– I tak mi zaraz powiesz…

– A pewnie! Bo czeka nas przygoda!

Tomir sceptycznie spojrzał na kolegę. Gdyby miał się podrywać na każde rzucone przez niego hasło „przygoda!”, już dawno by skończył jako miejscowy wyrzutek. W sumie, nie był pewny, czy sąsiedzi już tak o nich dwóch nie myślą…

– Co wymyśliłeś tym razem? – zapytał zrezygnowany.

– W starej skrzyni dziadka znalazłem jego stary pamiętnik! Pamiętasz, opowiadałem ci o nim.

Pamiętał, a jakże. Jak chyba każdy w okolicy. Dziadek jego przyjaciela był niegdyś znanym w ich stronach poszukiwaczem pięknych smoków i strasznych księżniczek. Czy jakoś tak to leciało…

​Ale pewnego dnia zaginął. Wyszedł na kolejną wyprawę i nigdy nie wrócił. Ludzie gadali, że albo pożarły go bestie, albo całkiem postradał rozum i błądzi gdzieś teraz na nieznanych nikomu ziemiach. A jego wnuk, Nasław, postawił sobie za punkt honoru odnaleźć dziadka i poszukiwany przez niego skarb. Bogowie, litości…

– No, opowiadałeś. I co z nim? – zapytał Tomir. Wiedział, że się go tak łatwo nie pozbędzie.

– A to, że pamiętam, jak tuż przed swoim zniknięciem opowiadał mi, że wybiera się w najważniejszą podróż w życiu. Zamierzał odnaleźć Piresa!

– Eee, wiesz, że Pires to bajka dla dzieci?

​Tomir nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Owszem, jego przyjaciel bywał dziecinny, czasami szalony, ale nie sądził, że uwierzy w takie bujdy! Według legendy, Pires to starożytna twierdza, siedziba króla Pira. Według podań, król ten był bardzo chciwy i nikczemny. Chorobliwie gromadził wszelkie kosztowności, które zdobywał na kolejnych wyprawach wojennych, okradał nawet swoich poddanych. Miał on również piękną i mądrą córkę, która nie mogła patrzeć na chciwość ojca i próbowała namówić go na zmianę. Niestety, bez skutku. Kolejnym łupem, po który postanowił sięgnąć, były skarby mieszkającego w Płaczliwym Lesie smoka. Wyprawa wojenna zakończyła się klęską. Władca przeliczył swoje możliwości i z potyczki cało wyszedł tylko on. Bestia chciała wiedzieć, co go skłoniło do takiej wyprawy. A król nie zamierzał ukrywać swego prawdziwego celu. Stwór, rozbawiony opowieścią swego mało rozgarniętego najeźdźcy, postanowił coś na tym ugrać. Ponieważ cały swój majątek miał ukryty w różnych miejscach w lesie, zdecydowałsię oddać mu tylko jedną część, w zamian za córkę. On również słyszał o urodzie i mądrości młodej księżniczki. A chciwy władca ochoczo przystał na tę propozycję. Uradowany wrócił do swego królestwa i przekazał smocze warunki córce.Ta, nie mogąc uwierzyć w postępek ojca i nie mogąc odmówić spełnienia obietnicy, wyjeżdżając rzuciła klątwę na swego chciwego ojca. W królestwie zrobiło się ciemno i rozpętała się ogromna burza, która trwała dwa tygodnie, zalewając cały zamek wraz z jego właścicielem. Odtąd władca miał na wieki być uwięziony w swym zamku, wraz ze swym skarbem. A zamek miał pozostać niewidoczny i niedostępny dla nikogo.

​Ale… to wszystko przecież była tylko głupia bajka dla rozwydrzonych dzieciaków, żeby nie były chciwe, bo zły król zabierze ich do swego upiornego zamku. Sam się jej nasłuchał, jak był mały. Ale nie mógł uwierzyć, że Nasław wciąż w nią wierzy.

– Wcale nie! – zaperzył się. – Dziadek w nią wierzył i ja też wierzę! Musimy wyruszyć w drogę i odnaleźć dziadka. Może znajdziemy też skarb Pira? Dziadek zapisał tu wskazówki, którymi się kierował. Popatrz!

​Podsunął mu pod nos stare tomiszcze z pożółkłymi stronami. Całe zapełnione koślawym pismem starego człowieka, które z trudem można było odczytać. Nie miał pojęcia, jak Nasław może cokolwiek z tego zrozumieć.

– I… co z tego wynika? – zapytał ostrożnie.

– No jak to co? – kolega spojrzał na niego zaskoczony. – Przecież tu wszystko jest. Krok po kroku. Musimy przejść przez Płaczliwy Las i odnaleźć smoka. To po pierwsze. Później trzeba go przekonać, żeby powiedział nam, gdzie znajduje się Pires. Bo tylko on to wie.

– Nic prostszego…

– Pójść za wskazówkami smoka i już!

– Według ciebie to takie proste jest?

– Oczywiście, że tak!

– To gdzie jest twój dziadek?

​Nasław umilkł. Skończyły mu się pomysły. Przykro zrobiło mu się kolegi, ale ktoś musiał mu uzmysłowić, że ta zabawa w poszukiwaczy skarbów, to w najlepszym razie szaleństwo.

– Może nie znalazł smoka? Może dalej go szuka? – powiedział nieśmiało wnuk dzielnego podróżnika.

– A może tego skarbu po prostu nie ma i to wszystko są wyssane z palca bajki? Słuchaj Nasław, nie chcę burzyć twojej nadziei, ale może czas pogodzić się z zaginięciem twojego dziadka.

– Ale… – zamilkł zmartwiony kolega Tomira. Chłopak wziął swoją pamiątkę po dziadku i wyszedł z domu przyjaciela.

​Tomir westchnął zrezygnowany. Miał złe przeczucia.

*

– Możesz mi przypomnieć, czemu znowu się na to godzę? – zapytał z grymasem na twarzy Tomir.

– Bo jesteś moim kumplem i nie pozwolisz mi iść samemu – wyszczerzył zęby w odpowiedzi Nasław.

​Od dwóch dni byli w drodze. Starszy chłopak nadal nie wiedział, jak do tego doszło. Dopiero co próbował odwieźć przyjaciela od pomysłu szukania dziadka, a teraz sam, obładowany tobołami jak muł, maszerował z przyjacielem w poszukiwaniu smoka i mitycznego króla. A, i dziadka przy okazji. Super…

– Weź, zmień tę minę – powiedział młodszy chłopak. – Mamy szansę przeżyć super przygodę i odnaleźć mojego dziadka, a ty ciągle marudzisz.

– Po prostu nie wierzę w bajki…

– Gwarantuję ci, że uwierzysz.

​Nie wiedział, jak jego przyjaciel przekonał swoich rodziców do tego pomysłu. Chyba szaleństwo mieli we krwi, bo ochoczo przystali na jego pomysł. Jeszcze wyprawkę zorganizowali, żeby „biedaki nie zgłodniały podczas wędrówki”. Sprawę nawigowania i opracowania planu zostawił Nasławowi. Sam postanowił pilnować, żeby jego nadreaktywny kolega nie zabił się podczas tej wędrówki.Według młodszego kolegi, do Płaczliwego Lasu mieli dojść w ciągu trzech dni. Czyli następnego dnia.

– W sumie, skąd ta nazwa? Płaczliwy Las? – zaciekawił się Tomir.

– Dziadek mi opowiadał, że podobno pochowani są tam rycerze z jakiejś bitwy sprzed wieków. A teraz ich duchy błądzą między drzewami i głośno zawodzą.

– I my się tam pchamy z własnej woli?!

– Daj spokój. Co ci zrobi duch? Po prostu, przejdziemy spokojnie przez las, aż znajdziemy tego smoka.

​Jakie to proste…

​Kolejny obóz postanowili rozbić nad brzegiem rzeki. Miejsce dobre, jak każde inne. Rozstawili toboły, przygotowali ognisko, jedzenie i miejsce do spania. Zanim się ze wszystkim uwinęli, na niebie pojawiły się już pierwsze gwiazdy.

– Tomir? – zagadał młodszy z chłopaków.

– Tak?

– Naprawdę myślisz, że idziemy na marne?

Starszy spojrzał na przyjaciela. Dalej uważał, że ta wyprawa to strata czasu, ale nie chciał już podkopywać nadziei kolegi.

– Nie wiem – powiedział wymijająco. – Chciałbym odnaleźć ten skarb i oczywiście twojego dziadka też. Ale ja nie wierzę w te wszystkie bajki o smokach i złych królach. Ale jestem pewien, że dziadka znajdziemy całego i zdrowego.

​Nasław mruknął coś niezrozumiale i położył się spać. Po chwili dołączył do niego Tomir. Nie było sensu siedzieć w samotności.

*

​Następnego dnia, zgodnie z przewidywaniami Nasława, dotarli do granicy Płaczliwego Lasu. Chyba. W każdym razie, do granicy jakiegoś lasu doczłapali.

– Jesteś pewien, że to ten las? – zapytał kolegi.

– Tak. Tak by wynikało z mapy.

– Nie słyszę żadnego zawodzenia – powiedział Tomir, nasłuchując odgłosów lasu.

– Bo pewnie tylko czasami ich słychać. Każdemu może się znudzić, nie?

​Tomir sceptycznie spojrzał na kolegę. Coraz mniej podobała mu się ta wyprawa.

– To co? Wchodzimy? – zapytał.

– Wchodzimy.

*

– Co to było?! – zawołał starszy z chłopaków.

– Nie wiem. Może to kolejny borsuk?

– Idziemy od dobrych kilku godzin. W zaroślach ciągle coś trzeszczy, hałasuje albo jęczy. A ty od początku powtarzasz: „To pewnie borsuk”.

– A co ci mam powiedzieć? – wkurzył się Nasław. – Że może to duchy poległych? Albo smok? Od początku byłeś przeciwny tej wyprawie. I ciągle marudzisz. Mam już tego dość.

– Dobra, przepraszam – spróbował ułagodzić kolegę Tomir. – Jestem po prostu już zmęczony i mam wrażenie, że kręcimy się w kółko.

– Niestety, ja też mam takie wrażenie… – powiedział Nasław, wpatrując się intensywnie w mapę.

​Tomir tylko westchnął. Świetnie. Do tego jeszcze się zgubili.

– Wrrrr….. – usłyszeli w oddali głośny warczenie.

– Słyszałeś? – zapytał Nasław.

– Tak. Co to było?

– Coś czuję, że to nasz smok. Idziemy.

– CO?!!

​Ale jego młodszy kolega już znikał za najbliższymi drzewami. Próbował go zatrzymać, ale ledwo za nim nadążał. Po chwili biegu dotarli do źródła dźwięku. Pochodził z ogromnej, ciemnej jaskini. Tomir nie miał najmniejszej ochoty tam wchodzić.

– Idziemy – zarządził Nasław i pociągnął za sobą zbyt zaskoczonego, żeby zareagować, Tomira.

​Po chwili błądzenia w ciemnościach dotarli do ogromnej Sali. Na środku leżało cielsko ogromnego smoka. Spał. Tak ich zatkało, że nie wiedzieli, jak zareagować. Kiedy Tomir już chciał zaproponować cichą ewakuację zauważyli, że bestia powoli otwiera oczy. Już po ptakach.

– Kto znowu próbuje odebrać mi moje skarby? – zagrzmiał donośnym głosem, od którego sufit zaczął niebezpiecznie się trząść.

– Nie przyszliśmy tu po twój skarb, potworze! – odparł odważnie Nasław.

​Zdziwiony Tomir spojrzał na młodszego kolegę. Chyba nie powinni tak się zwracać do stwora, który w sekundę mógłby ich połknąć.

– Serio? – zdziwił się smok. – A to w porządku.

​Po czym położył łeb z powrotem i zamknął oczy. Koledzy spojrzeli po sobie zdziwieni. Jak to „w porządku”?

– Ej, ty! Szukamy kogoś! – krzyknął tym razem Tomir.

– Czego znowu? – fuknął smok.

– Szukamy mojego dziadka. Taki stary, z długą brodą, drewnianą laską i dużą torbą.

​Smok wyglądał, jakby się poważnie zastanawiał.

– W sumie był ktoś taki nie tak dawno temu – powiedział po chwili. – Nic mu nie zrobiłem, jeśli o to pytacie.

– To gdzie on jest? – zapytał zrozpaczony Nasław.

– Nie wiem. I szczerze mówiąc, niewiele mnie to obchodzi.

​Kiedy młodszy z chłopaków już przymierzał się do dalszego przesłuchania, usłyszeli jakiś hałas wydobywający się zza potężnego cielska smoka. Po chwili z ciemności wyłonił się…

– DZIADEK?!! – zawołał zaskoczony Nasław.

– No, nareszcie jesteś wnusiu – odparł senior rodu z rozbrajającym uśmiechem.

– Ale… co? Jak?

– To długa historia – westchnął dziadek i wymienił spojrzenia ze smokiem. – Wszystko zaczęło się od…

*

– Tomek… Tomek.. Tomek!

– Ahh!

​Przerażony wykrzyczanym mu do ucha imieniem, podskoczył i spadł z łóżka, boleśnie tłukąc sobie łokieć i kolano.

– Auuu… – jęknął z poziomu podłogi.

– Długo jeszcze zamierzasz leżeć w tych betach?

– Hmm?

​Nieprzytomny spojrzał za siebie. Nad nim stała mama z założonymi rękami i niewesołą miną na twarzy. Chyba miał kłopoty. Ale zaraz… Przecież jeszcze przed chwilą był…

– Gdzie jest Nasław? – zapytał, nie do końca rozumiejąc, w jakim świecie jest.

– Kto?

– Nasław. Mój przyjaciel. Byliśmy w trakcie rozmowy ze smokiem, potem zjawił się ten dziadek, który jednak nie zaginął. Smok, nie wiedzieć czemu, się wkurzył, zaczął ziać ogniem, wszyscy uciekaliśmy i…

​Urwał, próbując sobie przypomnieć dalszy ciąg. Spojrzał na matkę. Patrzyła nie niego, jakby poważnie się zastanawiała, czy nie zamknąć go w pokoju bez klamek.

– Jaki Nasław? – zapytała. – Jaki smok? O tych głupich gier we łbie ci się poprzewracało. Siedzisz całymi nocami i grasz w te dziwactwa i takie są tego efekty – pokręciła głową z niedowierzaniem.

​Gry? Komputer? Więc to wszystko to był tylko… sen?

– Jeśli zaraz nie ruszysz tyłka i nie zaczniesz się szykować do szkoły, inaczej sobie porozmawiamy – kontynuowała matka. – A, i jeszcze jedno. Masz szlaban na komputer i na wychodzenie z domu. Poza szkołą, oczywiście.

– Ale…

– Do odwołania.

​Po czym odwróciła się na pięcie i wyszła z pokoju, głośno trzaskając drzwiami. Nie do końca jeszcze świadomy Tomek podniósł się z podłogi i rozejrzał po pokoju. No tak. To był jego świat. Nie był żadnym Tomirem, nie mieszkał w drewnianym domu, nie szukał smoka i skarbu złego króla razem z przyjacielem.

​„W sumie, szkoda”, westchnął ciężko.

​Kiedy już zaczynał kolejny quest w poszukiwaniu w miarę czystych skarpetek, jego wzrok padł na biurko, gdzie leżało pudełko od gry komputerowej. „Smoczy skarb”. A na obrazku dwóch chłopaków, z wyglądu podobnych do niego i jego kumpla, Norberta, uciekających przed wkurzonym smokiem.

​WTF?