Ostrożnie napiął cięciwę i wstrzymał oddech. Jego cel był na razie nieruchomy, ale wiedział, że nie potrwa to długo. Błękitny jednorożec pasł się spokojnie, nie podejrzewając co za chwilę się wydarzy. Neil wypuścił strzałę wraz z oddechem. Przecięła powietrze obracając się wokół własnej osi. Bezbłędnie trafiła w cel. Ciszę przerwało nerwowe rżenie rumaka.
– Cichaj Ruby!
Ogier spojrzał na swojego pana z wyraźnym rozdrażnieniem. Nie przepadał jak Neil trenował celność. Szczególnie celując w jabłko znajdujące się na jego grzbiecie.
– Goń się frajerze – łagodny głos Ruby rozbrzmiał w głowie mężczyzny.
Strzelec podszedł do drzewa i wyciągnął wbitą w konar strzałę wraz z przebitym owocem. Przełamał go na pół i podał wierzchowcowi. Drugą połowę wepchnął sobie w całości do buzi i odwrócił się w stronę urwiska. Pod jego nogami rozpościerała się zieleń łąki, która kończyła się na brzegu iskrzącego się jeziora. Nie był to zwykły zbiornik. Woda zachowywała się tu bardziej jak morska toń niż spokojna tafla. Często pojawiały się tu wiry wodne, które potrafiły unosić się nad powierzchnią na kilka metrów porywając ptaki w locie i znikając w mgnieniu oka. Wieśniacy obawiali się, że są one istotami ożywionymi. Mężczyzna śmiał się z takich głupot. Legendy legendami, ale wiadomo – potęga umysłu! Twarde dowody i wyliczenia pokonają wszystko. Każde zjawisko musi mieć swoje logiczne wyjaśnienie. Żadnej magii. Było to dość dziwne podejście jak na Jeźdźca Jednorożca. Czytanie w myślachlub lecznicze właściwości rogu traktował jako coś naturalnego… Neil nie miał zbyt wielu przyjaciół.
Dostali zlecenie, tak Ruby był częścią zespołu, aby zbadać sprawę jeziora i coś z tym zrobić. Wieśniacy i mieszczanie chcieli śmierci potwora. Neil postanowił znaleźć prąd powietrza, który tak wpływał na wodę. Albo jakiś element pobliskiej infrastruktury. Gdy dotarli nad brzeg, dochodziło południe. Woda była wzburzona. Mężczyzna podszedł, aby napełnić puste manierki. Słodka woda opornie wpływała do środka. Momentami zdawało mu się, że wręcz się cofa lub omija pojemnik.
– Nosz kurwa!
Neil odłożył zamknięte manierki w bezpiecznej odległości, po czym znowu podszedł do brzegu i rozwiązał rzemyk. Ciepły strumień moczu zmieszał się z wodą, w pewien sposób zanieczyszczając jej dziewiczość.
– Serio uważasz, że jest się czym chwalić?
Kobiecy głos wprawił go w lekkie zakłopotanie. Z obserwacji wywnioskował, że byli sami więc nie spodziewał się żadnego towarzystwa. Gdy spojrzał w stronę źródła dźwięku, wszystko zrozumiał. Westchnął z rezygnacją, strząchnął i zasznurował spodnie.
– Mój kufel zawsze jest do połowy pełen. Twój chyba niezbyt, skoro straszysz okolicznych maluczkich.
– Dlatego uznałeś, że najlepszym wyjściem będzie nasikanie do mojego domu?
– No cóż Maleńka. Czasami kufel jest pełen i coś się z niego wyleje.
Syrena przewróciła oczami i wbiła w niego nienawistne spojrzenie.
– Nie chcę być niegrzeczny, ale koń też musi zrzucić trochę balastu, więc może w końcu użyjesz tych wirów w jakimś pożyteczniejszym celu.
– Jesteś głupi czy znudziłeś się życiem?
– Jestem czarujący – wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu – ale widać na magicznych to nie działa.
– Na nikogo to nie działa głąbie – parsknęła Ruby.
Kobieta roześmiała się perliście. Spojrzeli na nią obaj zaskoczeni.
– Też go słyszysz?
– Twojego rumaka? Jasne! Magiczni tak mają.
Neil schował twarz w dłoni i zaczął intensywnie trzeć czoło. Nie lubił tego określenia. „Magiczni”. Co to w ogóle miało znaczyć? Magia nie istniała. Istniały właściwości i cechy, talenty oraz umiejętności. W magię wierzyły dzieci i stare baby. Albo te niedopchane panny, stare tylko z nazwy.
– Dobra słuchaj – spojrzał na nią – wprowadzasz mały zamęt w życie okolicznych. Co byśmy mogli zrobić albo ci załatwić abyś przestała? Może przetransportować cię do większego zbiornika?
Albo mniejszego – pomyślał.
– Nic i nie zamierzam się stąd ruszać – założyła ręce jedna na drugą – Arielka zrobiła nam tak dobry PR, że musimy w końcu uświadomić was, że syreny to nie pluszaki. Nie łowi się nas by ot tak nas potem posiąść. Nie trzyma się nas w akwariach wrzucając tam różne akcesoria. Mamy zęby, którymi rozszarpujemy nasze zdobycze. Pazury którymi wpijamy się w skórę podczas posiłku. Nasza piękna powierzchowność i głos to przynęta nie zachęta. Więc nigdzie się nie ruszę, póki wszyscy tego nie zrozumieją.
– Lalka. Ty masz ewidentnie jakieś kompleksy. Nie myślałaś, żeby po prostu pogadać z ludźmi? Jak robisz to teraz ze mną? Wysłać kogoś z poselstwem? Myślę, że wszyscy dalibyśmy radę wspólnie koegzystować.
– Głupi mężczyzno… Ludzie nigdy nas nie zrozumieją – spojrzała z nostalgią w dal – musimy się bronić, bo w końcu nas zniewolicie i wybijecie. Walczę o mój lud.
– Tyle, że nikt nie wie, że to ty i że należy was omijać. Myślą, że to jezioro. Że żyje albo jest nawiedzone.
– No tak… Może i masz rację. Jest tylko jeden problem…
– Jaki?
Podpełzła do niego, zakryła dłonią usta i wyszeptała mu do ucha:
– Jestem głodna a tak dawno nie jadłam ludziny…
Poczuł ciepły oddech na karku, gdy otworzyła usta i obnażyła rzędy ostrych kłów. Nie ruszył się ani na milimetr. Uśmiechnął się tylko.
– Ale ja nie jestem człowiekiem… Już nie…