Rok 1717, Królestwo Dwóch Mostów
Jak piękne może być życie? Zastanawiała się złotowłosa księżniczka, siedząc w strzelistym oknie południowej wieży. Spoglądała na budzące się do życia miasteczko, leżące u jej stóp, wyobrażając sobie jak to jest być wolną i szybować po błękitnym, pogodnym niebie, niczym ptak. Niedawno skończyła osiemnaście lat, lecz dorosłość w jej świecie nie była wcale taka kolorowa, jak mogło by się wydawać. W dzieciństwie spijała wraz z młodszą siostrą utopijne marzenia o swobodzie, odważnych rycerzach na białych koniach, pocałunkach prawdziwej miłości, balach, bankietach, rautach. Tymczasem przewrotny los zrzucał na jej rodzinę same nieszczęścia. Dwa lata temu podczas podróży do rodziny w Poznaniu, niemal uprowadzono jej matkę- królową Katarzynę. Po tym niefortunnym incydencie ukrywały się wraz z siostrą Marią w klasztorze. To był najgorszy czas w ich życiu. Nudziły się tam niemiłosiernie i zmuszone były co najmniej cztery razy dziennie odmawiać modlitwy. Siostry zakonne ćwiczyły z nimi haft i szycie, była to chyba najmilsza rzecz, dzięki której udało im się przetrwać tamtejszy pobyt w opactwie. Po powrocie na zamek postanowiły zająć się prowadzeniem działalności dobroczynnej i szyły ubrania dla ubogich mieszkańców miasta. Księstwo Dwóch Mostów cieszyło się ogromnie z nie dość , że pięknej i skromnej, to jeszcze dobrotliwej księżniczki. Bez dwóch zdań, Marianna właśnie taka była, lecz bardzo zasmuciła ją wieść o zaręczynach, które zaplanował jej ojciec. Zawsze marzyła o prawdziwym uczuciu, a aranżowane małżeństwo raczej takiego nie wróżyły. Nie miała ona jednak prawa głosu i zmuszona była je przyjąć.
Dziewczęta codziennie uczyły się literatury, języków, geografii i historii, zaś lekcji tańca i dobrych manier udzielał im baletmistrz Julian Fauvier, nietypowy francuz o polskich korzeniach. Wybitny człowiek z niebezpieczna ambicją i stanowczo zbyt dużym ego. Marianna nie przepadała za nim, kiedy tylko mogła opuszczała lekcje, unikając natarczywego nauczyciela. Nie miała odwagi dzielić się z nikim o zbyt śmiałym zachowaniu Juliana. Zdarzyło się parę razy, iż ten złapał ją za rękę, albo gładził po włosach, mrucząc coś pofrancusku. Dziewczyna znała ów język na tyle dobrze, że rozumiała te słowa, pełne pożądania i obłudy. Bała się go. Gdy król podczas uroczystego bankietu, ogłosił zaręczyny Marianny, Fauvier wpadł w szał. Upił się do nieprzytomności, a reszta dworzan musiała odprowadzić go do pokoi dla służby, które znajdowały się przy dziedzińcu. Plusem zaręczyn był fakt, iż wkrótce uwoli się od tego miasta i okropnego nauczyciela, za to przypadnie jej rola żony, a być może i matki. Trochę ją to przerażało, więc modliła się w duchu, by jej przyszły mąż okazał się przystojnym młodzieńcem z przyjaznym usposobieniem. Dni mijały, zaczęto szykować posag i wypełniać kufry sukniami, kapeluszami i figlarnymi pantofelkami.
– Słyszałaś?!- krzyknęła Maria, wpadając pewnego słonecznego dnia do komnaty siostry-ojca zaczepiła dziś jakaśdziwna kobieta, złapała go za rękę i wiesz co mu powiedziała?- zapytała rozemocjonowana.
– A skąd mam wiedzieć, Mario- zaczęła druga królewna- ale na pewno mi zaraz opowiesz- zaśmiała się zirytowana Marianna.
– To była wróżka, podobno posiadała dar jasnowidzenia- trajkotała przejęta nastolatka- zdradziła ojcu straszną klątwę, przepowiadając mu dwie korony i trumnę.
– Po pierwsze, natychmiast przestań panikować. Po drugie, absolutnie nie wierze w takie przepowiednie. Skąd ona może wiedzieć co wydarzy się jutro, za miesiąc , rok , czy dziesięć lat? Jest tylko człowiekiem, jak ty i ja. – Marianna próbowała logicznie wytłumaczyć młodszej siostrze, że to kwestia tego,w co ktoś wierzy i jeśli będzie doszukiwać się w tych słowachdrugiego dna, to w końcu je znajdzie. Myśl o przepowiedni będzie dręczyć ją w nieskończoność, wiec najlepszym rozwiązaniem jest ją porzucić i nie traktować serio.
-Mario, daj już spokój z tymi wróżkami, nie da się tego słuchać- karciła ją matka- pomóż siostrze się pakować, bo jutro opuszcza Królestwo Dwóch Mostów- skwitowała królowa, zaganiając dziewczęta do przyjemniejszej pracy.Nawet nie wiedziała, jak bardzo się wówczas myliła.
***
Tej nocy nie mogła spać. Niebo było ciemne, czerń wlewała się do komnaty, niczym mroczny aksamit. Nawet księżyc, nie miał zamiaru żegnać królewny, chował się za chmurami i ani myślał się dziś pokazać. Marianna leżała w łóżku, rozmyślając o przyszłości, przekręcała na boki, raz było jej gorąco, raz chłodno, mimo, iż czerwcowe powietrze było dżdżyste, postanowiła wyjść na świeże powietrze. Po chwili ubrana w ciepłą pelerynę, spacerowała po dziedzińcu, raz mijała straż, lecz w porę schowała się za filarem. Nie miała zamiaru budzić całego dworu, a tym bardziej denerwować ojca.
Zamknęła oczy i wsłuchiwała się w cisze. Możliwe, że to były ostatnie chwile jej wolności. Jutrzejszy dzień przyniesie kres jej golgoty i nowy początek, albo jeszcze większą udrękę. Wszystko się zmieni, stanie się kobietą, żoną, kochanką, a pewnego dnia królową. Pogrążona w myślach i marzeniach, nie zauważyła, że ktoś się do niej zbliżał. Ledwie zdążyła się obrócić, nie zdołała nawet krzyknąć, gdy coś ciężkiego uderzyło ją w głowę i straciła przytomność.
Poczuła chłód, wokół niej falowały trawy, a w powietrzu unosiła się gęsta mgła, która niosła echem szum fal. Była nad jeziorem. Tylko, że pobliskie jezioro znajduje się trzy kilometry od zamku. Jakim cudem się tam znalazła? Chciała się poruszyć, wstać, ale nie mogła. Zorientowała się wówczas, że jest naga, a jej ciało pokryte jest krwią i siniakami. Przeszył ją niewyobrażalny ból. I wtedy go usłyszała. Najpierw szybkie kroki, zbliżające się w jej kierunku, później cichy szept. To był Julian Fauvier. Nagi, z rozmierzwionymi włosami i bezwstydnym spojrzeniem. Dotykał ją, a ona nawet nie mogła krzyczeć. Zakneblowana, obdarta z człowieczeństwa, z cnoty, z dziewictwa. Ta męka trwała bez końca, on kończył i po paru chwilach znów ją posiadał. Ból zlewał się z rzeczywistością. Jego zimne dłonie chwyciły ją za szyję. Przestała oddychać. Chciała umrzeć. Pragnęła tego. Śmierć po cichu wykradała najpiękniejsze momenty, beztroskie dzieciństwo, najskrytsze marzenia i przyszłość, która prysła niczym mydlana bańka. Gniew płynął w jej żyłach, a umysł okrywał mrok. Zło kiełkowało w niej powoli, delikatnie muskało opuszki palców, gładziło ciało, by ostatecznie wpleść się cierniem w serce księżniczki. Piękna, dobroduszna Marianna umarła. Lecz jej dusze opętał demon zemsty, okrutna istota, która usłyszała lament krzywdzonej niewiasty i wypełzła z najmroczniejszego dna piekieł.
***
Wiotkie, mizerne ciało unosiło się na tafli jeziora. Poranek był chłodny, nocna mgła sunęła delikatnie nad głową zamordowanej królewny, a jej długie blond włosy falowały w zzieleniałej wodzie. Niegdyś piękne, co wieczór gładzone i wyczesywane przez matkę, teraz potargane, wiły się, niczym niespokojne węgorze. Dziewczyna jednak już nic nie czuła, ani zimna, ani bólu, ani bicia swego serca. Była martwa, pod każdym tego słowa znaczeniem. Coś chlupnęło na drugim brzegu, robiąc niepokojący hałas, a Umarła instynktownie skuliła się i zanurkowała w czeluści jeziora, tworząc na powierzchni nienaruszonej wody, kręgi, a z pobliskiego tataraku, szturmem wyleciały dzikie kaczki, wzbijając się w powietrze. Wśród tego porannego gwaru, jeszcze zlękniona, lecz nader głodna, narodziła się Topielica.
***
O świcie zaczęto szukać Marianny, podejrzewano ucieczkę, porwanie, swawole z obawy przed małżeństwem, lecz nikt z mieszkańców Królestwa Dwóch Mostów nie śmiał wspomnieć o morderstwie. To było jak zły sen, koszmar, z którego mieli się za moment obudzić. Ich ukochana królewna nie miała prawa umierać. Jednak najgorsze obawy zostały potwierdzone, gdyż na łąkach niedaleko jeziora znaleziono nagiego Juliana. Zabłąkany, pokryty krwią, majaczył coś pod nosem po francusku. Niestety tłumacz potwierdził słowa baletmistrza, przyznając jego winę.
Królestwo pogrążyło się w żałobie. Nie odnaleziono ciała księżniczki. Zamiast grobu król ofiarował ołtarz św.Marianny, który umieszczony został w prywatnych królewskich kaplicach. Władca był w tak głębokiej rozpaczy, do tego stopnia, że zabronił Marii i reszcie dworu wymieniać przy nim imienia starszej córki.
Mijały lata, imię Marianny zamazywało się w pamięci Królestwa, niczym inicjały nabazgrane patykiem na piasku, które wymywa pospieszna fala. Obrazy na których była razem z rodziną, schowano głęboko w sekretnych komnatach i wyrzucono klucze. Za to coraz częściej, przy ogniskach opowiadano niepokojące legendy, dotyczące tajemniczego jeziora i istoty, która w nim żyje. Czasem dzieci słyszały cichy śpiew, a młodzi rolnicy, pracujący na polu widzieli piękną, nagą niewiastę, pływającą w mrocznej toni.
***
Rok 1720. Jezioro Otchłań
Słońce chyliło się ku zachodowi, toczyło się powoli, stromym zboczem dnia, by wpaść w objęcia horyzontu i pozwolić zapanować nocy. Letnie powietrze było dziś wyjątkowo duszne, młody chłopak, pomagał w polu ojcu, ale gdy nastała złota godzina, postanowił ochłodzić się nieco w kojącej wodzie jeziora. Wieśniacy nazywali je Otchłanią ze względu na jego głęboki nurt i nierówną powierzchnie dna. Od południowej strony brzeg porastała olbrzymia łąka pełna polnych kwiatów, w pozostałych zakamarkach szumiała trzcina i tatarak.
Topielica uwielbiała się w nim chować, by stamtąd obserwować pracujących chłopów, układających siano w stosy, dzieci biegające beztrosko po łące, czy dziewczęta, które przychodziły na łąkę nazrywać kwiatów i ziół. Myślała wówczas o swojej młodości, wyobrażając sobie, że to ona jest tą niewiastą, która plecie wianki i tańczy w promieniach zachodzącego słońca. Niemal czuła jak trawa łaskocze ją po bosych stopach, a ciepły wiatr rozwiewa włosy. Brakowało jej tamtego życia, ludzi, towarzystwa. Lecz gdy się do nich zbliżała, czuła niepokojący zew, wewnętrzny głód, który pożerał ją od środka. Przez te kilka lat żywiła się głownie rybami, płazami i wodorostami, rosnącymi na dnie sadzawki, ale instynkt domagał się innego rodzaju mięsa.
Zapach skóry młodego chłopaka kusił i wabił, Topielica podpływała do niego coraz bliżej i bliżej. Krew buzowała mu w żyłach, a ona niemal czuła jej rozkoszny smak na języku. Nie mogła oprzeć się pokusie skosztowania, czegoś świeżego. Było to dla niej nowe doznanie, któremu całkowicie się poddała. Wypłynęła na środek jeziora i pokazała się młodzieńcowi. On w pierwszej chwili, zlękniony, lustrował jej nagie ciało wzrokiem. Była piękna, bez dwóch zdań, mimo tych kilku lat życia w wodzie, jej porcelanowa cera i długie, złote włosy, nie straciły na urodzie. Przypomniała jej się pewna smutna piosenka, która śpiewały wraz z siostrą. Słowa same wypływały z ust. Historia nieszczęśliwej miłości, wabiła, nęciła i coraz bardziej mamiła. Chłopak z każdą kolejną zwrotką wchodził w głąb jeziora, jak w transie, wpatrzony, zakochany, tonął w błękicie jej spojrzenia. Gdy był kilka metrów od niej rzuciła się na niego, całując łapczywie usta, wplatała swe zimne dłonie w jego zmierzwione włosy. Pragnęła go. Cisnęli się wspólnie w ciemną toń jeziora, woda zalewała młodzieńcowi płuca, lecz on nawet nie krzyczał, poddając się leniwie śmierci. Topielica szczytowała, wgryzając się w młodą szyję, zalewała ją fala rozkoszy. Odrywała jego ciało kawałek, po kawałku, by na deser spić jego słodką krew. Była w ekstazie i od tamtej pory nie zamierzała przestawać. Odkryła swoją mroczną stronę i postanowiła się jej całkowicie oddać. Nie zważała na konsekwencje, na sumienie, czy swoją dotychczas nienaganną moralność. Nie była już Marianną, była demonem, pragnącym zemsty na każdym stąpającym po tej ziemi mężczyźnie. Nienawidziła tej przeklętej płci, a łamiąc ich kości, wyobrażała sobie Juliana. Rozkoszowała się cierpieniem, lamentem, błaganiem…
Rok 1914 ,,Wojenko, wojenko, cóżeś Ty za Pani…”
Czas płynie jak woda, upływa wartko niczym strumyk po wiosennych roztopach, na początku kropelka po kropelce, rok po roku, i ani się obejrzysz, a mija 200 lat. Dwa wieki udręki, codziennej walki o człowieczeństwo, które jest już prawie zgubione. Topielica nie pamięta już twarzy bliskich jej osób, smaku świeżo upieczonego chleba, którym niegdyś zajadałasię z apetytem, czy zapachu świeżo powieszonego prania na dziedzińcu. Bywały dni, że tęskniła za tym życiem, za rodziną, towarzystwem, balami, szyciem, spacerami po gwarnym Królestwie Dwóch Mostów, a nawet za wiecznymi kłótniami z siostrą. Przetrwała tak długo, tylko dlatego, iż poddała się nowej rzeczywistości, jezioro stało się jej domem. Była teraz wolna i dzika, ale też zła i okrutna. Mimo, że ofiary trafiały jej się coraz rzadziej, czerpała wielką przyjemność z ludzkiego cierpienia.
Pewnego dnia usłyszała wesoły śpiew i gdzieś w oddali ujrzała legion żołnierzy, żwawo maszerujących w stronę miasteczka. Pieśń niosła się nad polami, aż dotarła do tafli jeziora. Topielice urzekły jej słowa:
Wojenko, wojenko
Cóżeś Ty za Pani
Że za tobą idą, że za Tobą idą chłopcy malowani?
Wojenko, wojenko
Co za moc jest w Tobie?
Kogo Ty pokochasz, kogo Ty pokochasz, w zimnym leży grobie.
Wojna wydała jej się wówczas, niczym siostra, tak podobna do niej, niosła śmierć i zniszczenie. Kusiła i wabiła młodych mężczyzn , prawie tak skutecznie jak Topielica. I równie efektownie odbierała im życie. Dziewczyna całymi dniami potrafiła rozmyślać o wojnie, która nie miała zamiaru się kończyć, za to przynosiła coraz więcej atrakcji. Kilka razy zdarzyło się, że jakiś zbłąkany żołnierz trafił nad jezioro. Wówczas z należytą czcią się nim zajmowała.
Aż nadszedł, przyjemny letni wieczór, który miał odmienić życie Topielicy, a nad brzeg jeziora dotarł Henryk- strudzony oficer Wojska Polskiego, który walczył dzielnie broniąc pobliskiego miasteczka, dawniej nazywanego Królestwem Dwóch Mostów. Inny żołnierz ranił go niefortunnie w rękę, lecz rana, zszyta w pośpiechu nie chciała się goić. Strasznie mu doskwierał ból, a sam temblak na którym uwiązał kończynę bardzo mu przeszkadzał. Topielica przyglądała się chwile przystojnemu brunetowi, po czym przystąpiła do ataku. Miała zamiar najpierw wabić młodzieńca, skłonić go do wejścia do jeziora , a następnie rozkoszować się jego torturą. Lecz tym razem stało się coś niewyobrażalnego. Chłopak oparł się jej urokowi, a gdy mu się ukazała, zapytał wprost:
– Hej Piękna! Pomożesz mi? Umiesz szyć?- zawołał donośnym głosem.
Topielica była zszokowana. Od dwustu lat nie zdarzyło się,by ofiara ją o cos poprosiła. W jej wnętrzu zaświecił się malutki promyk nadziei, gdzieś w głębi serca nadal wierzyła, iż jej człowieczeństwo nie umarło, że nadal mieszka w tym pustym, martwym sercu.
– Chyba już dosyć się wymoczyłaś!- krzyknął ponownie- choć że do mnie, pomożesz mi pozszywać na nowo te rękę.
Marianna onieśmielona, nieoczekiwaną prośbą chłopaka, podeszła do niego. Minęły lata odkąd ostatnio trzymała igłę w dłoni, ale mimo upływu czasu całkiem sprawnie pozszywała ranę i nałożyła warstwę mułu, zebrana na dnie jeziora, by nie wdało się zakażenie.
– Umiesz mówić? – zapytał Henryk- Masz jakieś imię?
– Marianna. Mam na imię Marianna.- odrzekła, a po chwili namysłu dodała- a Ty mój Panie?
– Jestem Henryk- uśmiechnął się do niej promiennie i wyciągnął dłoń by się przywitać- najmłodszy oficer piątego pułku piechoty w Łodzi, miło mi. Dziękuje Ci, za poskładanie mnie w całość. Niestety na froncie koledzy trochę niedbale mnie połatali, ale dzięki Tobie jestem jak nowy.
– Cieszę się, że mogłam Ci pomóc- odparła- opowiedz mi o wojnie. Jak to jest być żołnierzem?- zapytała niepewnie.
Bardzo chciała z kimś porozmawiać , dowiedzieć się czegoś więcej o świecie. Minęło już tyle lat, a ona była jak zasuszony kwiat, włożony w zapomnieniu do książki. Henryk jednak okazał się być bardzo rozmowny. Co więcej, odkryli z Marianną, że nadają na tych samych falach i przegadali całą noc o rzeczach ważnych i tych zupełnie nie istotnych. Czas w ich towarzystwie nie miał znaczenia, mógł płynąć, uciekać, a im to nie przeszkadzało. Umawiali się prawie codziennie nad brzegiem jeziora, by całymi dniami wygrzewać się w blasku słońca i śmiać do rozpuku. Lato minęło im zbyt szybko, ale Marianna zdążyła opowiedzieć Henrykowi o swojej klątwie, wspólnie rozmyślali jak mogliby ja zdjąć, czytali masę książek na ten temat, ale nie udało im się znaleźć nic sensownego. Stali się sobie bliscy i choć było to wręcz nieprawdopodobne, wspierali się nawzajem i przyjaźnili. Topielica nie raz zastanawiała się, czy to tylko przyjaźń. Patrząc w usłane gwiazdami niebo, co noc, wracały do niej niespełnione marzenia z młodości.
-Czemu nie pozwalasz ludziom zobaczyć dobrej strony Ciebie?- zapytał ją znienacka, któregoś dnia.
– Ponieważ oni chcą widzieć dobro, a moje wnętrze jest mroczne i złe, a dusza czarna i nieczysta, niczym dno tego jeziora. –stwierdziła gorzko.
– Co za bzdury opowiadasz- powiedział zirytowany – w każdym z nas jest trochę dobra i trochę zła, ale to my decydujemy o tym jacy jesteśmy.
Spojrzała mu prosto w oczy i musnęła usta, składając delikatny pocałunek. Zakochała się, a on odwzajemnił pocałunek.
-Chodź ze mną- szepnęła, rozpinając guziki w jego koszuli i mając w głowie tylko jedno pytanie: czymże jest miłość? To nader cwana istota bez twarzy, a może posiada twarz? Może patrzy tak samo niebieskimi , martwymi oczyma jak jej. Zakrada się, nieproszona, sprawiając, że Topielica znów czuje rytmiczne bicie serca swojej zimnej klatce piersiowej.
Henryk zanurzył się po pas w wodzie i delikatnie gładził jej twarz.
-Kocham Cię Marianno- szeptał- jesteś dla mnie wszystkim.
Topielica wiedziała, że mówi szczerze, mimo uroku, który unosił się w powietrzu, czuła prawdziwość tego uczucia, co więcej podzielała to pożądanie. Miłość. Czy istota tak okrutna, zła i zapomniana przez los, może mieć w sercu tak szlachetne emocje? Najwyraźniej tak. Zbliżyła się do niego i wtuliła w wilgotne włosy. Pachniały prochem strzelniczym i mydłem, zapach przywołał wspomnienia z czasów młodości. Po jej policzkach pociekły łzy, słone krople wsiąkały w mundur Henryka, on jednak nie zważał na to, przycisnął Topielice jeszcze mocniej i złożył czuły pocałunek na jej szyi.Gdzieś w oddali poruszyła się trzcina, Marianna kątem oka zauważyła strzelca z odniesionym bagnetem. Ubrany w mundur wroga, celował w ich kierunku. Padł strzał, w ostatniej chwili dziewczyna zrobiła półobrót i kula, zamiast w Henryka trafiła prosto w jej pełne miłości serce.
-Nieee ..- krzyczał chłopak, tuląc coraz bardziej wiotkie ciało- nie możesz, nie umieraj, nie teraz.
– Kocham Cię i dziękuj , że i ty zdołałeś pokochać moją najgorszą wersje.- szeptała ostatkiem sił- Pamiętaj, Ty masz czas, wykorzystaj go mądrze, znajdź żonę, wybuduj dom z wielkim ogrodem, spełniaj marzenia i żyj! Obiecaj mi to!
– Nigdy Cię nie zapomnę! Już na zawsze pozostaniesz w moim sercu- obiecywał zrozpaczony chłopak. Prawdziwość ich uczucia sprawiła, iż klątwa nałożona wieki temu została złamana, a demon , zamieszkujący wnętrze Marianny umarł wraz z nią. Dusza dziewczyny wreszcie stała się wolna. Opuściła jej ciało i poszybowała ku światłu, ku radosnej twarzy siostry, matki i ojca, którzy z niecierpliwością wyczekiwali powrotu ich ukochanej księżniczki.
Henryk spełnił obietnice, złożoną Topielicy. Ożenił się, zaczął budowę domu, otworzył stolarnie i małymi kroczkami dążył do swoich celów. Wyciskał, każdy dzień niczym cytrynę i starał się wykorzystywać go co do jednego momentu. Aby uczcić pamięć o niej, zasadził dąb na środku łąki. Czasem przychodził nad to pamiętne jezioro, siadał przy brzegu i wpatrywał się w ciemną toń wody. Pamiętał. Czuł, że odnalazła spokój, niemniej jednak Marianna pozostawała miłością jego życia. Przekonał się na własnej skórze, że najpodlejszą rzeczą jaką może zafundować nam los, to poznać właściwą osobę w niewłaściwym czasie. Gdyby tak urodził się dwa stulecia temu, ich ścieżki mogłyby się połączyć, otwierając wrota przyszłości. Niestety, fortuna kołem się toczy, a życie to najbardziej nieokrzesany rollercoster na jaki wsiadamy, dlatego cieszmy się chwilą, wykorzystujmy każdy promyk słońca, bo nie wiemy kiedy napotka nas burza.