Targ był pełen ludzi. Było głośno, gwarno i gorąco. W powietrzu unosił się kurz, który przeplatał się z zapachem jedzenia. Smażone udźce, wędzone ryby i świeże pieczywo. Były również stragany z warzywami i owocami, a także piękne tkaniny, gliniane misy i piękna biżuteria. Każdy kupiec handlował tym co ma najlepsze. Niektórzy wymieniali się towarem, a inni próbowali się targować, żeby wystarczyło na więcej produktów. Wszyscy się przekrzykiwali, w tle było słychać ceny towarów i ich rodzaje. Ludzie chodzili, oglądali, kupowali. Przepychali się między sobą. Nit nie zaprzątał sobie głowy małym chłopcem, który ukradkiem przebiegał między straganami i czekał na okazję by wybrać coś dla siebie.
Chłopiec był sierotą, miał może dwanaście lat, ale był bardzo mizerny na twarzy, nosił za duże ubrania, co sprawiało, że wyglądał jeszcze gorzej.
Kręcił się obok stoiska z owocami. Tak pięknie pachniało słodyczą i orzeźwieniem. Na stoisku były jabłka i truskawki, śliwki i gruszki, jagody i czereśnie. I nawet wiele innych, ale chłopiec nie znał wszystkich tych pysznych owoców. Był bardzo głodny, a w sierocińcu dostawali tylko jeden posiłek dziennie. I przeważnie była to owsianka z warzywami lub rozgotowane ziemniaki.
Jadł to bo musiał ale czasem pozwalał sobie na małe wyskoki na stragan, takie jak dziś, by spróbować któregoś z owoców. To było coś co pozwalało mu wytrwać w takim miejscu jak sierociniec. Nie dzielił się swoimi zdobyczami z nikim. Nie chciał, żeby ktokolwiek widział o jego sekrecie. To dla niego były chwile triumfu, kiedy niezauważony zabierał dla siebie coś pysznego.
Tym razem miał ochotę na jabłka. Były takie duże i czerwone. Nie mógł im się oprzeć, na pewno były soczyste i słodkie. Sprzedawca ułożył je w piękną wieżę, żeby lepiej je wyeksponować. Był dumny ze swoich zbirów i miał nadzieję, że wszystkie sprzeda. Nikt się im nie oprze, a już na pewno nie sierota.
Chłopiec już upatrzył sobie jabłko na samej górze piramidy. Czekał na odpowiedni moment, żeby podbiec, capnąć i uciec niepostrzeżenie. Zawsze mu się to udawało.
Nadarzyła się okazja kiedy do stoiska podeszły trzy kobiety i zaczęły wybierać owoce dla siebie. Jedna przez drugą rozprawiały o tym, która jakie wybierze do ciasta. Sprzedawca widząc, że szykuje mu się niezły interes zaczął nadskakiwać i zachwalać wszystkie owoce. Wtedy chłopiec podbiegł, chwycił jabłko i już w biegu się odwracał, żeby uciec, gdy nagle ktoś, kto stał przy innym straganie, szturchnął go. Chłopiec trącił więcej jabłek, co spowodowało, że cała wieża runęła w dół pod nogi kupujących. Właściciel czujnym okiem zobaczył co się święci i zaczął krzyczeć:
– Złodziej! Złodziej! Łapcie go! – krzyczał ile sił w płucach. – Ukradł moje najlepsze jabłka!
Ludzie zaczęli się rozglądać o kogo chodzi. Szukali wzrokiem sprawcy całego zamieszania. Chłopiec zaczął uciekać, bardzo wystraszony. Potykał się, przepychał się łokciami, chcąc jak najszybciej uciec z miejsca rabunku. W dłoni trzymał to jedno jabłko, które narobiło tyle zamieszania.
W biegu chciał się odwrócić, by sprawdzić, czy ktoś za nim biegnie. Gdy to zrobił potknął się i wpadł na kogoś. Osoba ta od razu chwyciła go za ramiona i mocno trzymała. Chłopiec podniósł przerażone oczy, by zobaczyć kto go schwytał. Gdy zobaczył kim jest ta osoba jeszcze bardziej wytrzeszczył oczy ze strachu. Za ramiona trzymała go miejscowa Babka. Była ona zielarką i uzdrowicielką, ale ludzie szeptali też o tym, że czaruje. W sierocińcu często straszono nią niegrzeczne dzieci.
Babka miała długie siwe włosy, które czesała w gruby warkocz. Mimo tego, że każdy wiedział, że jest stara i żyje w wiosce bardzo długo to jej uroda była bardzo nieoczywista. Prawie w ogóle nie miała zmarszczek, miała ładne zęby, choć usta wąskie i chyba nigdy się nie uśmiechała. Tylko oczy miała dziwne. Szary kolor oprawiony, gęstymi, czarnymi rzęsami sprawiał, że gdy ktoś zaglądał jej głęboko w oczy zatracał się w nich i miał wrażenie, że docierają do duszy patrzącego. Była szanowana, ale chyba tylko ze strachu przed jakimś urokiem.
– Schowaj to jabłko i chodź ze mną. – wyszeptała wprost do ucha chłopca, który poczuł dreszcz przebiegający mu po plecach. Odwróciła się i ruszyła przed siebie, nie oglądając się na chłopca, który już i tak nie miał wyboru i ruszył posłusznie za nią.
Jej szare zniszczone szaty łopotały przy ziemi, gdy szła szybko przodem. Chłopiec dreptał cichutko za nią i zastanawiał się co go czeka. Jabłko ściskał kurczowo przy piersi, jakby to był jego największy skarb. Doszli na skraj lasu, gdzie znajdowała się jej chatka. Babka odwróciła się do niego.
– Oddaj mi jabłko. – Chłopiec bez wahania oddał jej owoc, choć nie chciał tego robić.
– Wiesz, że nie można kraść? – zapytała, patrząc na niego badawczym wzrokiem.
– Taaak… – zająknął się.
– Wiesz, że ktoś włożył dużo pracy, żeby otrzymać taki piękny owoc?
– Tak.
– Zdajesz sobie sprawę z tego, że bycie sierotą nie usprawiedliwia twoich czynów?
– Tak. – chłopiec był coraz bardziej przerażony.
– A mimo tego, że to wiesz zrobiłeś to wielokrotnie. – chłopiec zwiesił głowę. – Ja widzę wszystko od bardzo dawna. Wiem też, że masz dobre serce tylko trochę się pogubiłeś.
Chłopiec milczał ze zwieszoną głową i zastanawiał się co Babka chce jemu zrobić.
– Nie ominie cię kara. – odezwała się po kilku minutach. – Wierzę, że gdy minie czas kary będziesz zupełnie innym człowiekiem. – Chłopiec podniósł wzrok na zielarkę i czekał na karę, o której mówiła.
– Jak masz na imię chłopcze?
– Iris.
– A więc Iris… – Babka popatrzyła na niego z troską, co wydało mu się dziwne. – Oto twoja kara.
Klasnęła w dłonie i… nic. Nic się nie wydarzyło. Nic go nie zabolało. Czekał, aż błyśnie jakiś piorun, zagrzmi, pojawi się dym. Cokolwiek. Ale nic się nie stało. Chociaż momencik… Coś się zmieniło. Czuł się jakby wyższy i patrzył na Bakę z góry. I… Nie! To niemożliwe… Spojrzał w dół i zobaczył, że ma kopyta. Kopyta! Cztery…
– Co ty zrobiłaś?! Czym ja jestem?! – krzyczał przerażony. Bał się poruszyć, bo nie wiedział, czy potrafi to zrobić z czterema kończynami.
– Spokojnie, wszystko z tobą w porządku, tylko inaczej wyglądasz.
– Ale koń?! Nie mogłaś mnie wychłostać? Zaciągnąć do ciężkich robót fizycznych? Jestem koniem! Proszę, odczaruj mnie! Błagam… już nigdy niczego nie ukradnę! Przysięgam! – wołał zrozpaczony Iris.
– Dziecko… Kara musi być skuteczna. A to i tak lepszy los niż miałeś do tej pory. Poradzisz sobie. – powiedziała stanowczym tonem.
Głupie jabłko… Byli ludzie, którzy popełniali straszniejsze czyny i żadna kara ich nie spotykała.
– Po za tym nie jesteś, żadnym koniem. Jesteś jednorożcem.
***
Iris przez długie lata błąkał się po świecie w poszukiwaniu rozwiązania. Jak może pozbyć się uroku i co mógłby zrobić, żeby wrócić do normalności, ale to nie było takie proste pod postacią jednorożca. Gdy ludzie go widzieli uciekali z krzykiem, a jak pojawił się ktoś ciekawski i podszedł bliżej to nie mógł się z nim dogadać, bo ludzie słyszeli z jego pyska tylko parskanie i rżenie. A gdy już się bardzo irytował to zaczynał wierzgać kopytami i ludzie uciekali. Nie miał przez to żadnych przyjaciół i wiódł samotne życie.
W końcu się do tego przyzwyczaił i chodził tam gdzie go niosły kopyta. Głodny nie chodził, bo trawy miał pod dostatkiem, a czasem nawet trafiły mu się jakieś jagody lub poziomki. Spał pod gołym niebem, albo w lesie między drzewami, gdy wiatr był zbyt silny. Podziwiał widoki i przyrodę, wsłuchiwał się w śpiew ptaków i doceniał ten spokój, wolność i przestrzeń, którą otrzymał. Jak się tak zastanawiał, to wcale nie miał złego życia. Tak jak Babka mówiła, było lepsze niż w sierocińcu.
Pewnego pięknego dnia, jeszcze długo przed zachodem słońca, dotarł nad ocean. Widział go po raz pierwszy i widok go zachwycił. Ocean tego dnia był cichy i spokojny. Fale delikatnie uderzały o brzeg i skały.
Iris przez ponad godzinę biegał po plaży, rozbryzgując wodę wokół kopyt. Sprawiło mu to dużo radości i poczuł, że to może być jego miejsce na dłuższy pobyt. Kiedy zbliżał się zachód słońca, stanął na brzegu i podziwiał zmieniające się kolory z każdą minutą, piękniejsze od poprzednich. Kiedy zapadł zmrok postanowił odpocząć między drzewami i ruszył w ich stronę. Kiedy mijał skały zauważył, że coś się po nich wspina i do tego emanuje zieloną poświatą. Przystanął i obserwował, choć w mroku za wiele szczegółów nie dostrzegał i był w pewnej odległości. Bał się poruszyć, żeby to coś się nie wystraszyło i nie uciekło do wody. Chciał się dowiedzieć co to może być.
Po kilku minutach blask zniknął i zrobiło się ciemno tam, skąd dochodził blask. Zastanawiał się chwilę, czy ma tam pójść, czy nie ale jednak ciekawość wygrała. Po cichu i powoli ruszył w tamtą stronę. Poruszanie się po skałach utrudniały mu kopyta, nie miał jak się chwycić i złapać równowagi. Ale po kilku minutach dotarł do miejsca gdzie stworzenie mogło się znajdować.
Podszedł bliżej i zobaczył, że tyłem do niego siedzi dziewczyna. Naga. Tego się nie spodziewał i z wrażenia omsknęło mu się kopyto i dziewczyna słysząc dźwięk, odwróciła się przestraszona. To co zobaczył jeszcze bardziej go zakłopotało i nieporadnie próbował uciec, o mało co, nie łamiąc sobie nóg. Schował się między drzewami. Serce waliło mu w piersi z wrażenia. Już bardzo dawno nie widział, żadnej dziewczyny, a już na pewno nie nagiej. Już nie był chłopcem, czuł się mężczyzną, ale pod postacią jednorożca ciężko znaleźć sobie partnerkę.
Był zachwycony urodą dziewczyny. W świetle księżyca jej ogniste włosy i jasna cera wyglądały oszałamiająco, a przecież nie przyglądał się długo. Zastanawiał się też skąd był ten zielony blask. Chciał wiedzieć, ale bał się tam teraz wrócić. Po za tym dziewczyna już na pewno stamtąd uciekła.
Rano na skałach nie było nikogo. Iris był pewien, że dziewczyna już nie wróci. Ale pomyślał, że dla pewności tego wieczoru jeszcze będzie czujny, poza tym nigdzie mu się nie spieszyło.
Po wieczornej kolacji przyszedł nad ocean oglądać zachód słońca. Czekał do ostatnich promieni, które zniknęły za horyzontem. I kiedy już miał wracać do lasu, zobaczył zielony blask. Serce mu zadrgało i postanowił, że sprawdzi co to takiego i tym razem nie ucieknie. Pogalopował w to samo miejsce na skałach, co wczoraj i czekał, co się wyłoni z blasku. Nie spodziewał się tego, co zobaczył. To była dziewczyna, którą widział wczoraj i to ona wychodziła z oceanu. To od niej bił ten szmaragdowy blask. I zauważył coś jeszcze. Miała rybi ogon, który powoli znikał z każdym jej wspięciem się na skały. Była syreną.
Iris był w wielkim szoku, choć sam był stworzeniem magicznym, ale do tej pory nie spotkał innego takiego stworzenia i myślał, że jest sam. A tu proszę, są też inni.
Dziewczyna zauważyła go i szybko schowała się za skały. Pomyślał, że ją przestraszył i uciekła, ale po chwili wyłoniła się zza nich, a na sobie miała sukienkę z wodorostów.
– Witaj. – powiedziała prawie szeptem i czekała na reakcję Irisa.
– Witaj. – odpowiedział, ale z przerażeniem odkrył, że z jego pyska wydobyło się tylko rżenie.
O nie! Tylko nie to! Spotkał jedyną osobę, która jest podobna do niego i nawet nie będą mogli się porozumieć? To jest właśnie największa kara jaka go spotkała.
***
Tak mijały noce, w których Iris i Alia, bo tak przedstawiła się dziewczyna, oglądali wspólnie gwiazdy na niebie, czasem szalejącą burzę osłonięci przez las. Alia opowiadała mu o swoim dotychczasowym życiu, o oceanie i jego tajemniczych głębinach, które odkrywała za dnia. O jego pięknie, a także o tym jaki może być niebezpieczny. Iris nic nie mógł na to odpowiedzieć, więc czasem cicho westchnął lub zarżał, gdy powiedziała coś zabawnego. Pewnego dnia opowiedziała mu również swoją historię o tym jak stała się syreną.
Pochodziła z zamożnej rodziny i była bardzo rozpieszczonym dzieckiem. Bardzo często dokuczała służbie, aż pewnego razu, przy jednym z dowcipów, pozbawiła dwóch palców swoją pokojówkę. Rodzice tylko pokręcili głowami na jej występek i wezwali doktora dla pokojówki. Po czym i tak ją zwolnili, bo uważali, że nie nada się ona już do pracy. Trzy dni później miała nową pokojówkę, która w nocy przyszła do jej pokoju i powiedziała, że musi ponieść karę za to co zrobiła. I tak o to stała się syreną.
Iris bardzo chciał jej powiedzieć, że jemu przydarzyło się coś podobnego, chciał ją pocieszyć i powiedzieć, że nie jest z tym sama, ale nie był w stanie. Robił się coraz bardziej poirytowany tym stanem rzeczy. Był jednorożcem, ale duszę miał ludzką, męską i zaczynał czuć coś więcej do Alii. Była piękna i dobra. Widać, że ta kara zmieniła ją tak samo jak jego. Zrozumieli swoje błędy, ale nie wiedzieli co jeszcze mogli zrobić, żeby wrócić do ludzkich postaci.
Alia bardzo często się uśmiechała, a w jej zielonych oczach można było znaleźć spokój i radość. . Iris często przyłapywał się na tym, że chciałby ją pocałować. Ale zdawał sobie sprawę, że może do tego nigdy nie dojść.
Pewnej nocy, gdy tak siedzieli razem na brzegu i obserwowali gwiazdy w milczeniu, rozległy się głośne krzyki od strony lasu i po chwili zobaczyli ludzi z pochodniami. W ich krzykach nie było słychać nic przyjemnego, dlatego zaczęli uciekać. Alia wskoczyła na grzbiet Irisa i popędzili w stronę lasu, w przeciwnym kierunku niż ludzie z pochodniami. Nie spodziewali się, że to może być pułapka i źli ludzie właśnie na to czekali. Zza drzew wyskoczyli kolejni ludzie z mieczami i włóczniami. Iris tak się przestraszył, że stanął na tylnych kopytach, wierzgając nimi i rżąc, przez co Alia się ześliznęła z jego grzbietu i upadła na ziemię. Ludzie, a właściwie sami mężczyźni, otoczyli ich, a ich miny nie wróżyły nic dobrego.
– Kogo my tu mamy? – zachrypiał jeden z nich i zaczął się śmiać. – Ciekawe ile dostaniemy za wasze głowy? Mamy szczęście, że trafiły nam się dwa dziwolągi. Już czuję ciężar złota w mojej sakiewce. – zaśmiał się jeszcze głośniej a reszta mu zawtórowała. – Brać ich!
I wtedy zaczęła się walka o przetrwanie. Było ciężko, bo ich była tylko dwójka, a mężczyzn ponad dziesięciu. Iris osłaniał Alię, a ona jego. W pewnym momencie, gdy walka była coraz trudniejsza i bronili się ostatkiem sił, Iris pomyślał, że szkoda, że nie ma żadnej magicznej mocy, skoro już jest tym jednorożcem. W takim momencie by się przydała. I w jednej chwili, gdy jego myśl się skończyła, jego róg zabłysnął wszystkimi kolorami tęczy. Oślepiło to przeciwników i oszołomiło. I gdy myślał, że już wygrywają w nierównej walce, poczuł bolesne ukłucie w bok i róg stracił blask. Jednemu z napastników udało się ugodzić go mieczem. Krew zaczęła z niego wypływać, a on czuł, że traci siły. Gdy osuwał się na ziemię usłyszał jeszcze tylko bojowy krzyk Alii, a po chwili ogarnęła go ciemność.
***
Poczuł, że wraca mu świadomość, a może obudził się w innym wymiarze. Czuł na sobie ciepłe promienie słońca, ale bał się otworzyć oczy. Nagle zdał sobie sprawę, że ktoś głaszcze go po głowie i nuci pod nosem znaną melodię. Serce zaczęło mu bić jak szalone. Otworzył oczy i ujrzał nad sobą ogniste włosy i zielone oczy. Uśmiechały się do niego. Czuł się dziwnie. I świeciło słońce, a Alia była na lądzie. Podniósł się gwałtownie i zachwiał. Spojrzał w dół i zobaczył ludzkie stopy. To były jego stopy! Wyciągnął ręce przed siebie i zobaczył dziesięć palców. Nadzieja przepełniała mu serce. Bał się odezwać.
– Czy to sen? – zapytał w końcu lekko zachrypniętym i cichym głosem. Długo go nie używał.
– Nie. – Alia opierała się o drzewo i uśmiechała delikatnie. Miała na sobie błękitną suknię i ewidentnie również miała ludzkie stopy. Wyglądała przepięknie.
Nie mógł się powstrzymać i mocno ją przytulił, a ona odwzajemniła jego uścisk równie mocno.
– Wygraliśmy bitwę. Kiedy cię zranili, wstąpiła we mnie ogromna siła i pokonałam resztę napastników. Myślałam, że cię straciłam. Ale gdy tak siedziałam obok ciebie już kilka godzin i ledwo czułam twój oddech z lasu wyszła staruszka i zapytała, czy potrzebuje pomocy. Opatrzyła twoją ranę i powiedziała, że mam cię nie spuszczać z oka. Ale kiedy zaczęło się robić jasno zrozumiałam, że to ja umrę z pierwszymi promieniami słońca.
– Ale tu jesteś – wyszeptał Iris i pogładził ją po policzku.
– Kocham cię Iris. Od początku wiedziałam, że masz niesamowitą duszę. – wyznała mu miłość i on zobaczył to również w jej oczach i wiedział, że kara dobiegła końca a on jest zupełnie innym człowiekiem.
– Kocham cię Alia.
Swoją miłość przypieczętowali namiętnym pocałunkiem w promieniach wschodzącego słońca.
NOTKA BIOGRAFICZNA
Witam 🙂 mam na imię Ania (31 l.), pisząc tę notkę oznacza to, że ukończyłam moje pierwsze opowiadanie… Yupi!:) Aktualnie od kilku miesięcy pracuję w żłobku i bardzo podoba mi się ta praca. Poprzednie 10 lat spędziłam w gastronomii i jest to miła odmiana 😀 Bardzo dużo czytam, ostatnio maluję też akwarelami i kocham tańczyć gdy sprzątam. No i lubię gotować 🙂